Latanie samolotem weszło mi w krew. Zazwyczaj zasypiam jeszcze przed startem i budzę się gdzieś daleko w chmurach. Lubię latać. Mimo ciasnoty i brudu, samoloty kojarzą mi się z wehikułami, które przenoszą mnie do innej rzeczywistości. Leciałem do tej pory ponad 400 razy i w większości przypadków nie działo się nic wyjątkowego, no może poza reprezentacją Zimbabwe w Teakwoondo, która siedziała kiedyś koło mnie i mimo swoich pięknych dresów i eleganckiego wyglądu, nie zdążyła się umyć po zawodach, a może nawet od początku zawodów. Smród był tak nieznośny, że stewardessy spryskiwały korytarze perfumami i kazały im założyć buty. Po za tym nieznośnym lotem, kilkoma burzami i dużymi turbulencjami na różnych trasach, nigdy nie spotkało mnie nic wyjątkowego. Raz jednak, nie było wesoło……
Leciałem z Hong Kongu do Warszawy przez Dubaj, z międzylądowaniem w Bangkoku. Połączenie było najszybsze ze wszystkich, które Emirates proponował w ciagu kilku kolejnych dni. Po zajęciu miejsca w samolocie zorientowałem się, że mój ekran TV nie działa i nie mogę oglądać filmów. Poprosiłem stewardessę o pomoc. Zresetowała mój system ale to i tak nic nie dało. Zaproponowała więc zmianę miejsca. Wskazała fotel przy toaletach, obok azjatycko wyglądającej damy w szarej bluzie i jeansach. Zająłem fotel, a moja nowa sąsiadka, uśmiechnięta przywitała mnie miło perfekcyjnym angielskim. Z jej akcentu wnoszę że była amerykanką. Zająłem się wybieraniem filmu podczas gdy ona przykryła się kocem, włącznie z głową i próbowała zasnąć. Siedzieliśmy po środku samolotu przy toaletach, w środkowym rzędzie. W samolocie pełnym Chińczyków, co miało duży wpływ na dalsze wydarzenia. Chińczycy jako naród nie uznają pojęcia prywatnej przestrzeni, tak jak my Europejczycy. W tłumie, w autobusie, na ulicy, ocierają się o siebie i nie jest to nic nadzwyczajnego. Moja współpasażerka próbowała zasnąć ale za każdym razem gdy toalety po prawej stronie samolotu były zajęte, pasażerowie przechodzili przed nami, do tych położonych w lewym korytarzu, przy okazji kopiąc ją w nogi. Dla kogoś kto chce zasnąć to może być naprawdę irytujące. Kręciła się niemiłosiernie. Co minutę zmieniała ostentacyjnie bok i leżała cała zakryta kocem, ciskając się w swoim fotelu. Za każdym razem gdy zmieniała bok uderzała łokciem w mój łokieć. Zdawałem sobie sprawę z jej desperacji więc nie reagowałem ale ze względu na swoje rozmiary nie mogłem usunąć ręki z podłokietnika. W pewnym momencie wyjęła głowę spod koca i zaczęła na mnie krzyczeć, żebym przestał ją trącać łokciem. Zamurowało mnie. Odpowiedziałem stanowczo, że to ona się wierci. Na co ona jeszcze bardziej podniosła głos i krzyczy „Nie, to Ty mnie uderzasz, nie mogę spać, przestań to robić!!!” – odpowiedziałem jeszcze raz spokojnie ale stanowczo, że nie, że to jej wina i skupiłem się na filmie. Minęło 10 minut i myślałem, że jest po sprawie. Siedziała skwaszona i patrzyła w swój monitor. Nagle zatrzymała jedną ze stewardes i zaczęła cicho coś do niej mówić. Stewardesa odeszła i przyszła z koleżanką i stewardem, którzy stanęli w lewym korytarzu pilnując żebym nic nie zrobił. Byli gotowi zareagować. Stali w napięciu. Udawałem, że nie wiem o co chodzi i oglądałem film. Po około dwóch minutach steward powiedział do koleżanki „ale ten facet zachowuje się spokojnie” – Jak to usłyszałem, zrobiło mi się gorąco. Pewnie powiedziała im, że jestem agresywny więc przyszło kilku stewardów, żeby mnie uspokoić, a gdybym się awanturował, to nawet fizycznie spacyfikować. Postanowiłem, że najlepiej zrobię jak poczekam na rozwój sytuacji. Mógł mnie uratować tylko spokój. Gdybym włączył się do dyskusji, wybuchłaby awantura, a 10 tys. metrów nad ziemią to nie są żarty. W tym czasie, moja sąsiadka tłumaczyła coś na ucho klęczącej przy niej stewardesie. Pojawił się szef stewardów i uklęknął przy kniej. Usłyszałem jego pytanie „w jakim języku mówi ta kobieta?” – „po angielsku”, odpowiedziała stewardesa, na co on: „Mówi tak cicho że nic nie rozumiem…”. Uklęknął bliżej żeby lepiej słyszeć. Po minucie wysłuchiwania żalów usłyszałem głośne pytanie: „Czy chce Pani wnieść zarzuty”. W tym momencie było mi już bardzo gorąco. Zanim jednak moja sąsiadka odpowiedziała na to pytanie, kapitan ogłosił, że schodzimy do lądowania w Bangkoku. Miałem wizję policji czekającej na lotnisku i kilku godzin tłumaczenia się na posterunku. Nie tylko straciłbym lot do Dubaju, bo samolot odleciałby beze mnie ale wizja spędzenia nocy w tajskim areszcie też nie była pociągająca. Jej słowo przeciwko mojemu. Niestety mężczyźni w takich sytuacjach są na przegranej pozycji. Jedyne, co mogło mnie uratować to spokój więc dalej siedziałem wpatrzony w monitor udając, że ta surrealistyczna sytuacja wcale się nie dzieje. Stewardzi wstali z kolan i razem z tymi, którzy mnie pilnowali usiedli w swoich fotelach, szykując się do lądowania. W samolocie była cisza. Moja sąsiadka siedziała wpatrzona w monitor. Czekałem w napięciu co będzie dalej. Samolot spokojnie wylądował. Ludzie zaczęli wychodzić, a razem z nimi, ku mojej radości, moja niestabilna psychicznie współpasażerka. Nikt już mnie nie niepokoił, nikt nie przyszedł do mnie wyjaśnić sytuację. Zostałem sam w samolocie. Wszyscy pasażerowie wyszli. Sprawdzono mi bilet i pozwolono zająć pierwotne miejsce, gdzie uprzednio udało się naprawić monitor. Zdziwiłem się, że nie wyproszono mnie na czas sprzątania. Do samolotu weszła tajska ekipa sprzątająca. Odkurzacze, nowe koce, nowe chusteczki na zagłówki. Uwinęli się sprawnie i zniknęli. Po około 30 minutach zaczęli pojawiać się nowi pasażerowie i nowa ekipa stewardów. Siedziałem zadowolony i spokojny o dalszy przebieg podróży.