Na ranczo
Przesadą byłoby powiedzieć, że życie na ranczo w Teksasie koncentruje się jedynie wokół hodowli bydła czy uprawy roli. Ranczerskie życie „to styl życia”, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Zestaw wartości, sposobu bycia i myślenia. Bliskości z naturą. Mit bycia kowbojem. Mit założycielski tej krainy wywodzący się z pracy przy wypasie bydła, niebezpieczeństw życia na granicy amerykańsko meksykańskiej, w pobliżu wrogo nastawionych Indian. To jest mit założycielski Teksasu, równie ważny jak bitwa w Alamo i kilkuletni okres niepodległości gdy Teksas był samodzielnym krajem. Na prowincji wierzy się w Boga i modli przed posiłkami, czy to w domu, czy w restauracji. W dniu niepodległości rodziny przed zajęciem miejsc przy stole modlą się i śpiewają hymn narodowy. Teksańczycy z prowincji dalej są kowbojami. Czy to faktycznie, pracując na ranczach, czy jedynie mentalnie. Czy są potomkami białych, czy latynosów. To nie ma znaczenia, bo w Meksyku też są rancza, też jest hodowla bydła i rodeo. Poznałem w Teksasie dziesiątki ludzi i zrozumiałem jedno. Kowbojem się jest, nawet jeśli nie umie się jeździć konno, a naszym rumakiem jest pick up. To coś znacznie więcej niż praca. To sposób myślenia, niezależność, duma, odwaga i serce okazywane innym. W ludziach żyje mit kowboja. W kobietach i mężczyznach. Kobiety też chodzą w kapeluszach i nazywają siebie Cowgirl (kowbojka). To powód do dumy. Podkreślenie swojej niezależności, siły i zaradności. To poczucie przynależności do miejsca, w którym się żyje. Kowboj to człowiek niezależny, niekiedy szorstki, indywidualista, który nie boi się przeciwności. Zarówno tych przynoszonych przez przyrodę jak i innych ludzi. Kowboj jest jak super bohater swoich czasów. Samotny twardziel walczący o przetrwanie. W przeciwieństwie do bajek o superbohaterach, nie koniecznie czysty, transparentny moralnie. Czasami bandyta, a czasami Robin Hood. Zawsze twardy. Gdy Meksykanie wypożyczyli Teksańczykom działo armatnie, do obrony przed Indianami i zarządali później jego zwrotu, usłyszeli – Come and take it – przyjdź i weź sobie. To jest teksańska natura, teksański duch. Niekiedy mam wrażenie, że my Polacy, jesteśmy kowbojami Europy.
Historia
Istnieją stowarzyszenia, muzea i niezliczona liczba książek, które zawierają relacje ludzi żyjących w Teksasie w XiX i XX wieku. Wiele legend i opowieści przetrwało do dzisiaj. Na nich wyrosły popularne westerny. To wszystko pomaga podtrzymać tradycje, kultywować zwyczaje i budować tożsamość. Teksańczycy są gościnni. Jeśli przyjedziesz do nich do domu, otworzą Ci drzwi i przyjmą z uśmiechem. Jeśli nie będziesz szanował ich tradycji i zwyczajów, wyjmą strzelbę i poszczują Cię psem. Jesteś mile widziany w naszym domu dopóki nie będziesz chciał go zmieniać i będziesz szanował nasz styl życia. Czy nam wszystkim nie zależy na takim traktowaniu? Jedna z opowieści, która szczególnie utknęła mi w głowie, tłumaczy moim zdaniem doskonale postawę życiową Teksańczyka, ranczera. Człowieka, który zmaga się z przeciwnościami, który się nie boi i walczy o swoje. W książce The Trial Driver of Texas z 1920 roku autor opisuje rozmowę z kowbojem. Wspomina on, że ktoś kiedyś ukradł mu kilka koni. Ruszył zatem w pościg i po kilku dniach udało mu się dogonić stado. Zobaczył swoje konie i człowieka, który je prowadził. Nie wysilając się nawet na rozmowę, podszedł i go zastrzelił. Na pytanie autora książki, czemu nie zapytał czy to ten człowiek go okradł. To mógł być niewinny człowiek. Przecież przez te kilka dni konie mogły przechodzić z rąk do rąk. Kowboj odpowiedział:
- Z doświadczenia wiem, że tutaj, na granicy, negocjacje i dyskusje mogą prowadzić do problemów
To bezlitosne podejście, z którym większość ludzi się nie zgodzi ale ta historia pomaga mi zrozumieć jakie dziedzictwo ma ten stan i ludzie w nim mieszkający. To potomkowie twardych i odważnych, którzy płynęli miesiącami przez ocean żeby zdobywać nowy, trudny geograficzne świat. W piekielnym upale i pełen nieprzyjaznych tubylców. Udało im się to i stworzyli najsilniejszy naród świata.
Tożsamość
Dla ludzi żyjących w dużych miastach nie ma to już takiego znaczenia. Na prowincji i w małych miasteczkach jednak, kultura kowbojska nadal jest żywa. Kiedyś przemiana chłopca w mężczyznę, następowała w momencie gdy miał swojego konia i pierwszy pistolet. Mój znajomy, jak był 10 letnim chłopcem, dostał od ojca ładowany śrutem pistolet Sheridan. Strzelał tak dużo, aż go zepsuł. Polował na przepiórki, gołębie i zające. Tak stawał się mężczyzną. On, jego pistolet i dzika przyroda. Koń, poczucie wolności i samodzielność. Bycie myśliwym, byciem panem życia i śmierci, bycie drapieżnikiem. Jego mama, na prezent ślubny, od przyjaciela męża dostała wykonaną na zamówienie, zdobioną strzelbę myśliwską. Gdzie jeszcze na świecie pannie młodej wręcza się strzelby?. To jest właśnie ta kultura, która przenika ludzi. Liczy się tradycja i siła. Gościnność, wiara w boga i serdeczność. Zaradność, niekiedy zarozumialstwo i otwartość.