W Presidio ma tylko 5000 mieszkańców. To najmniejsze w Teksasie, położone na środku pustyni, w odległości 100 km od najbliższego miasta, przejście graniczne z Meksykiem.
Granica w Presidio przechodzi środkiem mostu spinającego oba brzegi rzeki Rio Grande. Betonowa konstrukcja z siatką zabezpieczającą boki drogi, żeby nikt nie pomyślał skakać lub wspinać się na most. W obie strony prowadzi jednopasmowa droga. Rzeka, od 1949 roku, na odcinku od El Paso do Ojinagi jest sucha. Koryto pod mostem jest zupełnie wyschnięte. Niedaleko jednak, właśnie w Presidio, Rio Grande zasila inna meksykańska rzeka, Rio Conchos. Woda, ponownie wypełnia koryto słynnej rzeki i płynie nieprzerwanie do zatoki meksykańskiej.
Do dzisiaj, oficerowie straży granicznej mówią o pracy w Presidio, że to „hardship station”. Mimo znacznego nasilenia się ruchu granicznego przejście graniczne nie zmieniło się od otwarcia, w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku. To praca w ciężkich warunkach, nie tylko pogodowych ale ze względu na odległości. Najbliższy szpital znajduje się 1,5 h jazdy, w Alpine. Tak naprawdę to szpital tylko z nazwy i bardziej możnaby nazwać go kliniką. Jak stanie się coś się poważnego to przylatują samoloty lub helikoptery i zabierają ludzi albo ponad czterysta kilometrów na zachód do El Paso albo podobną odległość do Odessy. Życie w Presidio to życie na uboczu cywilizacji.
W miasteczku są delikatesy DOLLAR, sklep z częściami samochodowymi i jeszcze parę małych sklepików. Więcej jest w Meksyku. Tam jedzenie jest lepsze i tańsze. Przy aktualnym kursie można dużo więcej kupić po tamtej stronie. W Presidio 75% mieszkańców ma korzenie w Meksyku i zazwyczaj pochodzą z Ojinagi, czyli tuż po drugiej stronie Rio Grande. W weekendy większość mieszkańców Presidio jedzie do Meksyku, bo mają tam rodziny. Rodziców, teściów, dziadków albo rodzeństwo. Kiedyś można było bardzo szybko i sprawnie pokonać granicę. Kilka lat temu zaczęły się jednak korki. Najgorzej jest w weekendy. Zdarza się, że po wakacjach lub świętach, gdy ludzie wyjeżdżają na długi weekend, są takie korki, że aby wjechać z powrotem do Stanów, to trzeba się liczyć nawet z siedmioma godzinami oczekiwania.
Niestety, przejście graniczne przez most to tylko jeden pas ruchu w każdą stronę. Gdy je budowano nikt nie przewidywał, że ruch graniczny tak się rozwinie. W końcu to środek pustyni. Mimo wszystko, bez względu na te korki, ludzie i tak jeżdżą. To kwestia meksykańskiej mentalności. Ważniejsza jest możliwość odwiedzenia i spędzenia czasu z rodziną. Często jest tak, że np. mąż ma zieloną kartę i wraca do Meksyku do dzieci i żony, którzy jej jeszcze nie mają. Ojciec pracuje w USA przez cały tydzień, a na weekend wraca do domu.
W samym Presidio nie ma wielu miejsc pracy. Najwięksi pracodawcy to szkoły: podstawowa, gimnazjum i średnia, park narodowy Big Bend i około 70 osób zatrudnionych jest na przejściu granicznym. Większość ludzi pracuje na zewnątrz i to najczęściej przy wydobyciu ropy lub w budownictwie. Zachodni Teksas i Nowy Meksyk pełne są pól naftowych. Większość ludzi wyjeżdża z Presidio na tydzień albo nawet na miesiąc lub dwa, w zależności jak daleko dostali pracę i jak wygląda kontrakt. Niektórzy dostają np. umowę na trzy lub cztery miesiące, więc wyjeżdżają z Presidio i wracają po zakończeniu stosunku pracy. W czasie trwania kontraktu mieszkają w przyczepach campingowych lub zbierają się w kilka osób i wynajmują na miejscu mieszkania lub domy. Po kilku miesiącach wracają do domu. Do następnego wyjazdu.
Po stronie Meksykańskiej, w okolicy Ojinagi, ludzie żyją przede wszystkim z pracy na ranchach. To ważny ośrodek hodowli i skupu bydła. W ciągu tygodnia przejeżdzają duże transporty ciężarówek pełnych żywych cielaków i krów. W Presidio czekają przedstawiciele firm, które je kupują od Meksykanów. Często też, Amerykanie kupują po meksykańskiej stronie młode krowy i byki i przywożą je do Stanów. Zawożą je na pastwiska albo do centrum hodowli gdzie są karmione paszą, a potem trafiają do rzeźni. Sporo osób z Presidio pracuje jako kierowcy ciężarówek. Jest też trochę małych biznesów rodzinnych i sklepów. Mimo tego, że większość ludzi pracuje po za miastem, a miasteczko jest małe i ma około pięciu tysięcy mieszkańców, to nie wyludnia się. Ludzie nie chcą się wyprowadzać. Doceniają ciszę, małomiasteczkowy charakter tego miejsca. Ojinaga ma około 35 tysięcy mieszkańców i też się nie wyludnia. Ludzie są bardzo związani z tym miejscem, przede wszystkim rodzinnie. Większość osób meksykańskiego pochodzenia jest w tym regionie bardzo tradycyjna, nawet w Presidio, po amerykańskiej stronie, czuć to na każdym kroku. Ludzie jeżdżą do Ojinagi nie traktując tego jako przejścia granicy. Jadą do Ojinagi bo jadą do sklepu, bo chcą iść do baru. Żyją w obu krajach jednocześnie. Dużo ludzi ma dom w Presidio, gdzie mieszkają w ciągu tygodnia, bo dzieci chodzą tam do szkoły, a na weekend jadą do Meksyku, bo tam jest cała rodzina. Przy okazji pierwszej komunii, urodzin, chrzcin – zawsze jest jakaś przyczyna, żeby się spotkać i wracać do Meksyku.
Ojinaga jest specyficzna bo jest małym miastem. Duzo ludzi jedzie nie tylko do rodziny ale też np. do lekarza, dentysty, lub do apteki po leki. W Teksasie dentysta, za plombę pobiera opłatę 1000 USD, a w Meksyku to samo kosztuje 100 USD. Wybór jest prosty.
Co ciekawe, w Presidio nie ma ani jednego sklepu z alkoholem, ani baru. Piwo i wino sprzedają w sklepach spożywczych. Jeśli ktoś chce kupić coś mocniejszego to musi wybrać się do Meksyku albo kilkaset kilometrów na północ do najbliższego amerykańskiego miasta. W Meksyku sprzedają mocniejsze alkohole w sklepach spożywczych. Z Meksyku można przywieźć, na prywatny użytek, 24 piwa, albo cztery litry wódki, Tequili albo Whiskey.
Turystów na granicy jest bardzo mało. Jeśli przyjeżdżają to albo wczesną wiosną albo jesienią. Ze względu na temperatury mało kto decyduje się przyjechać tam w lato.