Dlaczego Teksas jest taki niezwykły i dlaczego tak bardzo przypomina…Polskę. „Come and take it” – skąd w Teksańczykach taki zadziorny charakter? Dlaczego nawet atomowy okręt podwodny USS Teksas w swoim herbie wpisał „Don’t mess with Texas” (nie zadzieraj z Teksasem)?
Dlaczego miasto Bandera, druga najstarsza polska osada w USA, nosi nadany przez amerykański kongres tytuł „Światowej Stolicy Kowbojów”? To dziedzictwo kulturowe m.in. emigrantów z Opolszczyzny.
Czy mieszkańcy Teksasu wszędzie chodzą z bronią? Dlaczego prawo do posiadania broni jest dla nich nadal święte? Inscenizacje potyczek i napadów. Teksańscy rekonstruktorzy przywracają historię swojego stanu współczesnym.
Ile grzechotników można wyciągnąć z kanalizacji teksańskiego domu? Czy można zabezpieczyć się przed tymi niebezpiecznymi gadami? Gdzie można obejrzeć masowe dojenie i zabijanie grzechotników, a przy okazji zjeść z nich potrawkę ?
Czy teksańskie winnice przegonią swoich kalifornijskich konkurentów? Czy w tym Stanie da się hodować szlachetne szczepy winorośli? Czy jeżdżąc na bykach można utrzymać rodzinę? Ile trwa edukacja zawodowego jeźdźca rodeo?
Dlaczego BBQ urosło w Teksasie niemal do rangi religii? Czy pieczenie cielęcego mostka na tysiąc sposobów może być sposobem na życie? Skąd wiemy, że teksańska wołowina przewyższa smakiem wszystkie inne?
Jak to możliwe, że największe rodeo na świecie, gigantyczna impreza trwająca wiele dni, ściągająca corocznie setki tysięcy widzów i najwyższej klasy artystów do Houston, jest jednocześnie imprezą charytatywną? Jak to się dzieje, że organizują ją zastępy niezliczonych wolontariuszy, a fundusze zebrane na edukację teksańskich dzieci znacznie przewyższają osiągnięcia Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?
Narkotyki, przemyt i przemoc. Granica Teksasu z Meksykiem jako granica dwu cywilizacji. Skąd wziął się tam Polak, pilnujący granic USA przed działaniami karteli?
Na te pytania i nie tylko odpowiada moja książka.
Teksas to stan umysłu
Lubię Stany Zjednoczone. To nie jest popularne stwierdzenie w wielu kręgach kulturowych i często wywołuje naturalny opór. No bo jak lubić hegemona? Kraj, który jest większy, bogatszy i dyktuje wszystkim warunki? A no jakoś tak lubię….., ze względu na ludzi, styl bycia i życia, koloryt, demokrację, wolność jednostki, drugą poprawkę do konstytucji, różnorodność, przyrodę i zupełną odmienność od mojego europejskiego świata. Poprzednią książkę napisałem o Route 66. Podróż z Chicago na zachód kontynentu i przemierzanie małych amerykańskich miasteczek obudziła we mnie tęsknotę, nostalgię za światem, który pozostaje wierny korzeniom i tradycji. Nasz świat się unifikuje, niezależnie od szerokości geograficznej wszyscy używamy mediów społecznościowych, jeździmy Uberem lub czymś podobnym i ubieramy się w tych samych sieciach odzieżowych. Idea globalnej wioski stała się faktem i ten proces jest nie do zatrzymania. Internet napędza wyjazdy tłumów do najbardziej malowniczych zakątków kuli ziemskiej. Większość „cudów” natury dostępne jest dla wycieczek autokarowych, a ich otoczenie pełne jest punktów gastronomicznych i sklepów z pamiątkami. Gdzie zatem szukać wyjątkowości? Gdzie ludzie mimo życia w globalnej wiosce, bo to dotyczy nas wszystkich, zachowują kulturową indywidualność. Na przykład w Teksasie! I to jeszcze jak! Mają swój styl, tego im nikt nie odmówi. Są wyjątkowi bo czują się wyjątkowi i są z tego dumni!. Teksas jest inny niż cała reszta USA. Ile amerykańskich stanów, jesteśmy w stanie wymienić i określić je kilkoma przymiotnikami? Jakie skojarzenia wywołują nazwy, tj. Tennesse, Wyoming albo Południowa Karolina. Teksas rodzi skojarzenia, wyróżnia się. W dużej mierze są za to odpowiedzialne produkcje filmowe z Hollywood. Wykreowany w nich obraz dzikiego zachodu funkcjonuje w umysłach globalnych odbiorców. Nie jest to w stu procentach prawdziwy obraz tamtych czasów. Po wojnie secesyjnej, jedną czwartą kowbojów pracujących przy stadach bydła stanowili czarni. Trudno ich zobaczyć w westernach. Nie ma czarnych bohaterów. Kowbojami byli też Indianie i przede wszystkim Meksykanie. Latynoscy Vaqueros do dzisiaj uchodzą za najlepszych. Westerny wykreowały natomiast mit białego kowboja i Teksasu jako jego ojczyzny. Miejsca gdzie człowiek samotnie przemierzał na koniu prerię, spał na gołej ziemi i stawiał czoła niebezpieczeństwu. Gdzie niezależność, zaradność, odwaga i siła stanowiły o jego wartości. Gdzie bycie „twardzielem” to był styl życia. Tak przez dziesięciolecia Hollywood kreował mit kowboja i tak postrzegają siebie Teksańczycy. W trakcie pracy nad książką stale spotykałem się ze stwierdzeniem, z ust samych mieszkańców, że oni są inni niż reszta Amerykanów ale jednocześnie mam wrażenie, że są bardziej „amerykańscy” niż mogłoby sie wydawać. Kochają Amerykę całym sercem. Służba w armii jest wielkim zaszczytem a amerykańską flagę można zobaczyć praktycznie wszędzie, na równi z teksańską . Czy można zatem zachować, w tym przypadku, „teksańską” indywidualność i być z całego serca częścią czegoś większego, jak całe państwo, kraj, USA? Można i to ważna lekcja dla wszystkich aktywnych w Europie separatystów i populistów. Mam wrażenie, że Teksańczycy odczuwają coś co nazywam zawoalowanym „super patriotyzmem” idącym w parze z negacją i lekceważącym stosunkiem do rządu centralnego. To stan indywidualistów, ludzi noszących czapeczki i t-shirty z napisami „make us an own state again” albo jeszcze bardziej popularnym hasłem obecnym dosłownie wszędzie, od ubiorów, po naklejki na zderzaki, czy tablice na ścianach „don’t mess with Texas”. Slogan wymyślony dla celów kampanii społecznej wymierzonej w walkę z zaśmiecaniem teksańskich dróg, ze względu na grę słów, szybko stał się dosłownie mottem Teksańczyków. Idealnie wpasował się w buńczuczny charakter mieszkańców stanu. Żadne hasło nie oddaje lepiej teksańskiego ducha. Żeby lepiej zrozumieć to nastawienie można spróbować wyobrazić sobie jakby na ulicach polskich miast i na upominkach reklamowych z polski pojawiły się hasła, „nie zadzieraj z Polakami”. Dla wielu Amerykanów Teksańczycy są trochę irytujący w tej swojej wrodzonej wierze we własną wyjątkowość, manifestowaną, m.in. przez styl ubierania. Pewni siebie, inaczej mówiący niż reszta obywateli, butni i wołający „Howdy”* (popularne powitanie w Teksasie używane zamiast Hello. Coś w stylu połączonego ze sobą „Hi” i „How are You”) na powitanie. To wszystko prawda ale z drugiej strony nie sposób ich nie lubić za nadzwyczajną otwartość i gościnność. Kto to jest Teksańczyk? Nie koniecznie ktoś kto urodził się w Teksasie. Poznałem dziesiątki ludzi, którzy są na wskroś teksańscy, czują się Teksańczykami, a osiedlili się tam dopiero w drugiej połowie swojego życia. „They moved to Texas as fast as they could” – przeprowadzili się do Teksasu tak szybko jak mogli – jak głosi popularne powiedzonko, które prędzej czy później usłyszymy rozmawiając z kimkolwiek kto nie urodził się w Teksasie, a świadomie wybrał to miejsce na swój dom. Teksas to stan umysłu. Jacy ludzie chcą się tam przeprowadzić, kto ma szansę poczuć się tam jak u siebie w domu? Napewno ludzie twardzi, otwarci, uśmiechnięci i znający swoją wartość. Jak pisze Jay B Sauceda w książce „Y’all need this book” – „Przyślijcie nam swoich najgłośniejszych i najdumniejszych, ludzi tęskniących za zapachem pieczonego na dębowym drewnie wołowego mostka. Wyślijcie nam tych co potrafią ciężko pracować, tych, którzy znajdują radość w najmniejszych aspektach życia. Tych, którzy rozumieją, że im większą mamy ciężarówkę tym bliżej Boga jesteśmy, a przede wszystkim tych, którzy będą doceniali i cieszyli się teksańskim stylem życia, bez próby jego osądzania. Ci, którzy przyjadą do Teksasu i zrozumieją poczucia wolności jakie daje życie w tym stanie, najprawdopodobniej długo tam nie pomieszkają. Ci co przyjadą i będą chcieli poprawiać Teksas, też się tam raczej nie odnajdą. Wyślijcie nam ludzi przyjaznych i kochających, szczęśliwych i z poczuciem humoru, a przede wszystkim wyślijcie nam swoich najtwardszych i szybko myślących, którzy potrzebują dużo miejsca żeby rozprostować nogi! Jak na końcu dodaje Pan Jay, „Czekamy tu na Was, w miejscu które nazywamy Teksasem, i które Wy wkrótce nazwiecie domem. Witajcie!” W 2005 roku, w trakcie przemówienia George Bush powiedział „Some folks look at me and see swagger which in Texas is called walking”. Tłumacząc nie dosłownie, słowo w słowo, ale skupiając się na sensie tego zdania można powiedzieć, że Pan Bush miał na myśli: „Niektórzy na mnie patrzą i widzą „zarozumialca”, w Teksasie taka postawa jest naturalna, jak chodzenie”. To jedno zdanie odbiło się szerokim echem, głównie w Teksasie. Na nagraniu przemówienia, które było transmitowane, na żywo, na całą Amerykę, widać jak na sali podnosi się z siedzeń grupa Teksańczyków i radośnie macha kapeluszami. Cytat prezydenta Busha jest bardzo dobrze znany i ludzie się z nim identyfikują. Taka postawa nie wyklucza otwartości na ludzi i gościnności. W Teksasie jedno idzie naturalnie w parze z drugim. Nazwa stanu pochodzi od słowa z języka Indian, które oznaczało „przyjaciel” – Taysha. Z tego powstało meksykańskie Tejas i amerykański Texas. Południowa gościnność, jak mawiają amerykanie, w Teksasie nabiera dodatkowego wyrazu. Bycie pomocnym i otwartym na innych jest czymś naturalnym. Jak opisuje w swojej książce pochodzący z Teksasu, zdobywca nagrody pulitzera, autor m.in. książki „God save Texas” Lawrence Wright, kiedyś wybrał się do Nowego Yorku. Na ulicy zobaczył starszego Pana nerwowo kręcącego się przy krawężniku zatłoczonej ulicy. Samochody przejeżdżały, ludzie mijali go w pośpiechu, a on chodził w tę i z powrotem wyglądając jakby miał jakiś problem. Nikt się nim nie interesował. Pan Lawrence, ze swoją wrodzoną, teksańską postawą, podszedł zatem do niego i zapytał czy nie potrzebuje pomocy. Starszy Pan spojrzał na niego zdumiony i powiedział, „ale o co Panu chodzi, przecież czekam na taksówkę”. Tak Teksańczycy postrzegają „jankesów” mieszkających na północy. Jako ludzi dbających wyłącznie o swój czubek nosa i zajętych swoimi sprawami. Ci „z północy” mają dystans do ludzi i są „zamknięci”, podczas gdy otwartość i gościnność to naturalna cecha Teksańczyka. To są stereotypy, w których mieści się sporo generalizacji ale bez nich trudno byłoby wytłumaczyć te wyjątkową mentalność mieszkańców stanu. Teksas naturalnie kojarzy się z kowbojami i rodeo. Na prowincji bardzo dużo osób trzyma w domu konie i zdarza się, że na ulicy można zobaczyć ludzi, którzy chodzą w kowbojskich butach z ostrogami. Oczywiście nie wszyscy i nie wszędzie ale w wielu miejscach to teksańska normalność. Teksas ma ponad dwa tysiące miasteczek, których populacja nie przekracza dziesięciu tysięcy mieszkańców, z czego jedna czwarta tych miejscowości ma poniżej tysiąca mieszkańców. W takich miejscach nie wiele się zmieniło, a tradycja trzyma się bardzo dobrze. Z drugiej strony, zdecydowana większość mieszkańców dużych miast, nigdy nie siedziała w siodle i nie kupiła sobie kapelusza. W ciągu pierwszych trzynastu lat dwudziestego wieku Houston urosło o 35% i szacuje się, że niedługo będzie większe od Chicago – trzeciego największego miasta Ameryki za Nowym Yorkiem i Los Angeles. Nowi mieszkańcy to w większości, czarni, latynosi i osoby pochodzenia azjatyckiego. Dlaczego wybierają Houston? Według City Journal miasto gwarantuje najlepszy poziom życia wśród wszystkich amerykańskich miast. Jedna czwarta mieszkańców Houston urodziła się po za Ameryką, a prawie 40% mieszkańców nie ukończyło 24 roku życia.. O sukcesie decyduje więc młodość i zróżnicowanie etniczne. Rekordy popularności bije też jedno z najszybciej rozwijających się miast Ameryki, stolica Teksasu Austin. Największe korporacje internetowe i nie tylko, budują tam swoje siedziby. Amazon, Facebook, Dell zatrudniają tysiące ludzi. Szacuje się, że w Austin działa ponad 5000 firm w przemyśle nowoczesnych technologii. (God Save Texas) W Teksasie nie ma podatku stanowego. Koszty życia w stosunku do zarobków są nieporównywalnie niższe niż, np. w Kalifornii. Niższe są też podatki, a prawo bardziej liberalne więc Teksas przeżywa prawdziwy „najazd” ludzi z Kalifornii, którzy tysiącami przeprowadzają się z nad Pacyfiku do stanu samotnej gwiazdy. Wielu trafia do Austin, które uważa się za bardzo kosmopolityczne. Gdy zapytani przez Amerykanów o miejsce pochodzenia odpowiemy, że z Teksasu to wielu może się skrzywić. Jeśli dodamy, że z Austin, to ich stosunek się zmieni. To miasto młodych, miasto biznesu internetowego, cieszące się opinią nowoczesnej i otwartej metropolii. Programiści zatrudniani są z krajów całego świata. Przyjeżdżają z Chin, Indii, Pakistanu. Kiedyś leciałem z Europy do Teksasu z obywatelem Kirgistanu. Jedna z korporacji zaproponowała mu stanowisko średniego szczebla programisty. Na tyle samolotu, tam gdzie stewardessy przygotowują posiłki, młody muzułmanin modlił się na dywaniku modlitewnym. W branży komputerowej brakuje ludzi więc rekrutuje się ich z całego świata. W konsekwencji zakładają tam rodziny i osiedlają się na stałe. W Austin trudno uświadczyć człowieka w kowbojskim kapeluszu. Jest biznesowo, a jednocześnie czuć ducha młodości i kosmopolitycznej otwartości. Terytorium Teksasu pierwsi skolonizowali Hiszpanie. W XVII wieku „Tejasem” określano ziemie znacznie większe niż dzisiejszy obszar stanu. Teksas rozciągał się daleko dalej na terytorium dzisiejszego Meksyku, Nowego Meksyku, części Oklahomy, Kansas, a nawet Kolorado. Gdy w 1821 roku Meksyk wywalczył niepodległość od Hiszpanii Teksas naturalnie stał się częścią jego terytorium. W tym samym czasie meksykański rząd udzielił pozwolenia Stephenowi Austin na sprowadzenie amerykańskich osadników. W niedługim czasie zaczęli oni dążyć do uzyskania niezaleności od Meksyku. Tarcia narastały. Punktem zapalnym była bitwa o Gonzales. W 1831 roku Meksykanie wypożyczyli mieszkańcom miasta Gonzales, małe używane działo armatnie, które miało im pomóc w ochronie koloni przed najazdami Indian. Cztery lata póżniej gdy poproszono o jego zwrot osadnicy odmówili. Na miejsce wysłano meksykańskie wojsko ale w mieście zebrało się ponad stu Teksańczyków, którzy stawili opór. W wyniku bitwy meksykańskie oddziały wycofały się, a działo pozostało w rękach mieszkańców. W trakcie bitwy wywieszono flagę z teksańską gwiazda i napisem „Come and take it” (przyjdźcie i weźcie sobie). Zuchwała odpowiedź znalazła się również w korespondencji skierowanej do meksykańskiego rządu. Do dzisiaj ten slogan jest wszechobecny. Przypomina nie tylko o historii ale świetnie oddaje mentalność mieszkańców stanu. Jest też bardzo często wykorzystywany przez obrońców drugiej poprawki do konstytucji gwarantującej amerykanom prawo do posiadania broni. Za każdym razem gdy politycy podnoszą kwestię zmiany konstytucji i odebrania Amerykanom prawa do posiadania broni, w Teksasie, w odpowiedzi pojawia się „Come and take it”, które można w tym przypadku zrozumieć jako „tylko spróbujcie nam odebrać to prawo…” Po bitwie o Gonzales rewolucja niepodległościowa rozpoczęła się na dobre. W 1836 roku ponad dwustu Teksańczyków schroniło się przed meksykańskim wojskiem w misji katolickiej Alamo, pod San Antonio. Przez trzynaście dni stawiali opór, ponad trzy tysięcznej armii Meksykanów. Wszyscy zginęli. Oszczędzono kilka kobiet i dzieci aby roznieśli wieść o druzgocącej porażce. To wydarzenie odniosło odwrotny skutek. Bohaterstwo i niezłomność obrońców Alamo stało się symbolem oporu, a zebrane przez generała Houston-a wojska, w zwycięskiej bitwie pod San Jacinto, atakowały Meksykanów wykrzykując „Remember the Alamo”. Nazwiska obrońców misji, oprócz jednego nieznanego żołnierza, wyryte są na tablicy pamiątkowej w San Antonio. Potomkowie ludzi, którzy tam zginęli, do dzisiaj szczycą się swoimi przodkami. Posiadanie przodka, który zginał w Alamo jest powodem do dumy i ma wręcz wydźwięk arystokratyczny. Po zwycięskiej wojnie z meksykiem, jako jedyny amerykański stan, Teksas był przez krótki okres niepodległym państwem i został przyłączony do Unii jako równorzędne państwo. To tkwi w świadomości jego mieszkańców. Teksańska flaga jako jedyna flaga stanowa ma prawo wisieć na równi z flagą amerykańską. Chyba, że znajdują się na jednym maszcie, wtedy amerykańska flaga powiewa na górze. Do dzisiaj Teksańczycy zwą się stanem samotnej gwiazdy „Lonestar state” i czy to nie jest wymowne? Sami na mapie USA, a jednak zdaje się czasami, że bardziej amerykańscy niż mieszkańcy pozostałych stanów. Kilkaset lat panowania Hiszpanów mocno odcisnęło się na teksańskiej kulturze. Meksyk to sąsiad. Wszechobecna kultura meksykańska miesza się w Teksasie z amerykańską. Kuchnia, muzyka, obyczaje przenikają się wzajemnie. Teksas bez Meksyku nie byłby Teksasem. Mieszkańcy pochodzenia latynoskiego stanowią około 49% populacji stanu. W większości zamieszkują duże miasta. Kolejny spis ludności ma się odbyć w 2021 roku i przewiduje się, że do tego czasu latynosi będą stanowili 54% ludności. (1) To nieustannie zmienia obraz stanu, nadaje mu latynoski charakter. Prowincja nadal jest biała ale w dużych miastach przeważają Latynosi, Czarni (ponad 12%) i Azjaci. Język angielski jest językiem wiodącym ale 29 % mieszkańców mówi po hiszpańsku. Podobnie jak na Florydzie czy w Kalifornii są miejsca gdzie trudno porozumieć się po angielsku. Meksyk jest jak brat Teksasu a jak to bywa w rodzinie wszystko ma dobre i złe strony. Po podpisaniu porozumienia NAFTA bardzo dużo fabryk, ze względu na niższe koszty pracy, przeniosła się z Teksasu do Meksyku. Kosztowało to Amerykanów tysiące miejsc pracy. Długa na ponad trzy tysiące kilometrów granica jest sceną przemytu narkotyków i ludzi. Zorganizowana przestępczość w postaci niewyobrażalnie bezwzględnych i okrutnych meksykańskich karteli wpływa na życie mieszkańców, głównie w miejscowościach przygranicznych. W El Paso, gdzie co roku granice przekracza ponad trzydzieści milionów ludzi, zdarza się, że z meksykańskiej strony dolatują zagubione kule. Znana jest historia idącej po ulicy, po amerykańskiej stronie, kobiety, która przypadkowo została postrzelona w nogę. Ślady kul „zdobią” w mieście budynek teksańskiego uniwersytetu, a jedna trafiła nawet w ramkę zdjęcia wiszącego na ścianie, w pomieszczeniu ratusza. (god save texas-str 289) Teksas jest drugim po Alasce największym amerykańskim stanem. Jest większy niż jakikolwiek europejski kraj oprócz Rosji. Odległość od położonego nad zatoką meksykańską Brownsville do północnej granicy stanu nad Amarillo wynosi ponad 1500 kilometrów i jest podoba jak z Teksasu aż do Kanady. Z kolei od granic Luizjany gdzie leży Port Arthur do położonego na zachodzie El Paso ponad 1400 kilometrów. Nic więc dziwnego, że teksańczycy określając dystans nigdy nie posługują się kilometrami ale czasem potrzebnym do pokonania odległości. Jeżdżąc po Teksasie zdarzało mi się po wpisaniu adresu w nawigacje samochodową zobaczyć komunikat, że następny zakręt na mojej trasie będzie za ponad 450 kilometrów. Mówi się, że w Teksasie wszystko jest duże, nie tylko dystanse. Jest więc największe na świecie rodeo w Houston, światowa stolica kowbojów i największa na świecie rzeź grzechotników, ale o tym za chwilę. Mają też w Teksasie najwyższy pomnik na świecie, kolumna Jacinto ma ponad 172 metry, a Kapitol w Austin jest wyższy niż ten w Waszyngtonie. W stanie dominują rancza o powierzchni powyżej tysiąca hektarów. Największe ranczo „The King Ranch” w południowym Teksasie zajmuje powierzchnie ponad 330 tysięcy hektarów. Podróżowanie, kilometrami wzdłuż ogrodzenia jednej nieruchomości nie jest czymś nadzwyczajnym. Ta „megalomania” ma swoje podstawy. To nie tylko drugi największy stan USA ale PKB w wysokości 1,5 biliona dolarów czyni Teksas drugim co do wielkości gospodarki stanem po Kalifornii i jedną z największych gospodarek świata. (God Save Texas, strona 27/28) Bogactwo pochodzi w dominującej części z ropy naftowej. Szacuje się, że w samym Houston działa ponad 5000 firm związanych z przemysłem naftowym. To samo miasto jest największym w USA centrum medycznym. W tym biznesie, w Houston pracuje ponad sto tysięcy ludzi. Teksas będzie w najbliższej przyszłości najludniejszym stanem USA. Przewiduje się, że liczba mieszkańców podwoi się do 2050 roku. Teksas, jako jedyny stan USA jest niezależny energetycznie. Posiada własną sieć energetyczną, niezależną od reszty kraju. Ma to diametralne znaczenie dla gospodarki, która skupiona na wydobyciu ropy i gazu potrzebuje dużej ilości energii. Ważną częścią gospodarki, oprócz ropy naftowej, są też odnawialne źródła energii. Na wyżynach, np. w okolicy Sweetwater stoją setki wiatraków. Duże otwarte przestrzenie idealnie nadają się do produkcji prądu. Już 17% prądu w Teksasie pozyskuje się w ten sposób. (GOD SAVE TEXAS 43 strona). Dla przykładu Austin korzysta w 20% z energii pochodzącej ze światła słonecznego, a w ciągu dziesięciu lat zamierzają osiągnąć poziom 40%. To zdumiewające, że prawie połowa prądu, w tak dużej i nowoczesnej metropolii będzie pochodziła z źródeł odnawialnych. Warto spoglądać na Teksas i brać z nich przykład. Nowoczesne technologie to też przemysł kosmiczny. Jay B Sauceda żartuje w swojej książce, że skoro trzech z dwunastu astronautów, którzy chodzili po księżycu było z Teksasu, a wszyscy pozostali byli szkoleni w Teksasie, to można powiedzieć, że wszyscy byli Teksańczykami. Iście teksańska statystyka ale prawdą jest, że przemysł kosmiczny to powód do dumy stanu samotnej gwiazdy. Z czego najbardziej jest znane Houston? Nazwa tego miasta była pierwszym słowem wypowiedzianym przez człowieka na księżycu, a powiedzonko: „Houston mamy problem” zna chyba każdy. To tam mieści się centrum dowodzenia lotów NASA. Podróże w kosmos są ważne ale nie należy zapominać o tradycji i środowisku naturalnym. Turyści chcący obejrzeć w Houston rakiety zbudowane przez NASA, muszą przejechać z głównego budynku, do hangarów położonych w innej części kompleksu. Podróżując wygodnymi wagonikami mogą oglądać krowy rasy Longhorn pasące sie na terenach NASA. Czyż nie tak powinno się budować przyszłość, w szacunku do tradycji i własnej kultury. Prywatne firmy funkcjonujące w przemyśle kosmicznym, które budują własne rakiety i samodzielnie realizują loty w kosmos też rezydują w Teksasie. Swoje siedziby mają tam firmy Elona Muska (SpaceX, Tesla), Jeffa Bezos-a (Amazon,Blue Orgin), Firefly i wiele innych. Teksas to amerykańskie centrum przemysłu kosmicznego. Warunki klimatyczne w Teksasie nie są proste. Dzisiaj jest to napewno mniej odczuwalne niż np. sto czy dwieście lat temu. Osadnicy przechodzili tam istne piekło. W Teksasie zdarzają się pożary, zamiecie, śnieżyce, fale nieznośnego upału, susze, burze, zamiecie piaskowe, powodzie, tornada, huragany i trzęsienia ziemi. Największa w historii USA katastrofa naturalna była w Teksasie. W 1900 roku, aż osiem tysięcy ludzi straciło życie w huraganie, który nawiedził położone nad zatoką meksykańską Galveston. Kilkuletnie okresy suszy, charakterystyczne dla Teksasu doprowadzały kiedyś do głodu. Susze trwają zawzyczaj kilka lat pod rząd, a potem znowu przychodzi okres kilku lat kiedy regularnie pada deszcz. W dawnych czasach, ci którzy przetrwali kaprysy pogody i zapewnili sobie coś do jedzenia musieli jeszcze uważać na grzechotniki, które w Teksasie mają się do dzisiaj świetnie i stanowią realne zagrożenie. Wahania temperatur od minus 5 w styczniu do ponad 40 stopni w sierpniu są podobne jak w Polsce ale biorąc pod uwagę, że minus pięć zdarza się praktycznie tylko w styczniu, a pozostała część roku to krótka wiosna i piekielnie gorące lato to te kikla dni poniżej zera Teksańczycy odczuwają jako nie do wytrzymania. Krajobraz stanu jest bardzo różnorodny. Texas to nie tylko ciągnąca sie po horyzont preria. Tak wygląda jedynie jego zachodnia część. Położone w centrum stanu Hill Country to krajobraz ciągnących się setkami kilometrów, porośniętych drzewami, zielonych wzgórz . Podobnie krajobraz wschodniego Teksasu nie ma nic wspólnego z prerią. Dominują lasy. Na południu leży zatoka meksykańska więc pełno tam miejscowości turystycznych, które wyglądają jak żywcem przeniesione z Florydy. Ośrodki wczasowe, ocean i plaże. To co, raz do roku, łączy krajobraz całego stanu to łubin. Oficjalny kwiat Teksasu. Kwitnie od marca do połowy kwietnia, praktycznie w każdym zakątku stanu. Niektóre gminy nie pozwalają na koszenie trawy w wyznaczonym czasie aby dać zakwitnąć kwiatom. Co roku, wzdłuż dróg sieje się nowe nasiona, przez co na krótki okres w roku krajobraz staje się ujmująco niebieski. Nie jedna gmina i nie jeden mieszkaniec dosiewa co roku nowe kwiaty więc ich liczba stale rośnie. Oprócz westernów, ropy naftowej i podróży kosmicznych Teksas dał światu artystów. Z tamtąd pochodzą, m.in. Beyonce (polecam piosenkę w stylu teksańskim Daddys girl), Janies Joplin, Steve Ray Vaughn, Muddy Waters, Buddy Holy, Roy Orbison, ZZ Top, Selena, George Strait i największa teksańska gwiazda ze wszystkich Willie Nelson. Legenda muzyki country i zagorzały zwolennik legalizacji marihuany. Założył nawet firmę „Willies reserve”. Mimo srogich przepisów dotyczących posiadania narkotyków, od lat walczy o legalizację trawy twierdząc, że uratowała mu życie i uczyniła go tym kim jest i za co podziwiają go ludzie. Willie jest w Teksasie postacią formatu Elvisa Presley-a i mimo swojego podeszłego wieku nadal koncertuje. Teksas to też dom kilku amerykańskich prezydentów na czele z bardzo szanowanym George H.W. Bushem. Seniorem rodu. Jego imieniem nazwano, m.in lotnisko w Houston, W Teksasie urodzili się też inni amerykańscy prezydenci Dwight D. Eisenhower i Lyndon B. Johnson. Biznes komputerowy, internetowy, showbiznes, wielkie miasta, przemysł rozrywkowy to tylko część obrazu stanu samotnej gwiazdy. To jego nowoczesne oblicze dzięki, któremu szybko się rozwija. Wystarczy jednak pojechać do mniejszych miejscowości, żeby dotknąć takiego Teksasu jaki ja chciałem poznać. Ludzie jeżdżą tam pick-upami, które są tak popularne, że niektóre marki mają nawet modele dedykowane Teksasowi. To woły robocze do pracy na roli, do której nadają się idealnie. Na prowincji króluje muzyka country, którą nie rzadko można słuchać nie tylko w wykonaniu zawodowych artystów, ale też mieszkańców zbierających się w lokalnych barach. To świat rancz, wypasu bydła, jazdy konnej i rodeo. Teksańczycy wykształcili własną kulturę i pielęgnują ją z wielką dumą. Prowincja jest zdecydowanie prawicowa, broni prawa do posiadania broni i wierzy w Boga. Kultywuje westernowe tradycje i na potęgę lubuje się w BBQ. Fenomen teksańskiej kultury, starają się przybliżyć autorzy publikacji, tj.”Jak być Teksańczykiem” albo „Mów jak Teksańczyk” albo „Co to znaczy być Teksańczykiem”. Kultura tego stanu intryguje, przyciąga. Czy powstają książki „Mów jak Niemiec”? albo „Co to znaczy być Czechem”, „Czemu Polacy są wyjątkowi?”. Bycie Teksańczykiem to styl życia, myślenia, mówienia, zachowania i postrzegania świata. Teksas to stan umysłu. Właśnie o tym opowiada ta książka, o dzisiejszym Teksasie, z dala od dużych miast i centrów handlowych. Teksańskie tradycje to nie elementy skansenu, przywoływania historii. To teraźniejszość, na stałe osadzona w umysłach mieszkańców. Tradycja, kultywowana pieczołowicie i będąca fundamentem budowania przyszłości. Mimo rozwoju globalizacji wygląda na to, że nic jej nie zagraża.