Pod powierzchnią m.in. Teksasu mieści się eksploatowana w przemyśle wydobywczym formacja skał osadowych Eagle Ford. Ciągnie się tysiącami kilometrów. Szacuje się, że od 2008 roku, gdy wdrożono nowoczesne metody szczelinowania, powstało nad Eagle Ford, ponad 15 tysięcy studni wydobycia ropy naftowej. Większość na terenach prywatnych. Odkąd pojawiły się firmy paliwowe, na stałe zmienił się krajobraz stanu, a bycie ranczerem równie często stało się jednoznaczne z posiadaniem własnej studni wydobycia ropy i nie rzadko gazociągu. Ropa od ponad stu lat przynosi ludziom fortuny ale i cierpienie. Niektórzy zbudowali bajeczne fortuny, a inni dorabiali się szybko i równie szybko wszystko tracili, ze względu na wahania cen na światowych rynkach. Taka skala wydobycia niesie za sobą konsekwencje ekologiczne.
Od momentu wprowadzenia na szeroką skalę, w odwiertach na terenie całego Teksasu, metody szczelinowania, stan wód powierzchniowych i głębinowych stale maleje. O tym opowiada w dużej mierze książka Hugh. Szczelinowanie, mówiąc w skrócie, polega na wpompowaniu do odwiertu mieszaniny słodkiej wody, chemikaliów i piasku. W ten sposób powiększa się szczeliny w skałach i umożliwia wydobycie. Do szczelinowania jednej studni potrzeba od 7,5 mln do 30 mln litrów wody. Niektóre wymagają znacznie więcej, a każda studnia może być poddana szczelinowaniu kilka razy. Za każdym razem pod ziemię oprócz wody i piasku trafia mieszanka chemikaliów. Jeśli pomnożymy to przez 15 tysięcy studni powstałych w Teksasie, w ciągu ostatnich jedenastu lat, to nie ma na świecie kalkulatora, który wskaże ilość zer potrzebną do obliczenia, ile litrów wody zostało i stale jest pompowanych pod ziemię. To ma znaczący wpływ na życie ludzi i zwierząt, a w czasie suszy może grozić nieobliczalnymi konsekwencjami. Zużycie znacznie przewyższa ilość wody, która spada na Teksas w wyniku naturalnych padów. To oznacza, że wydobywając ropę teksańczycy pozbywają się najcenniejszego surowca naturalnego jakim jest woda. To ma wpływ nie tylko na dziką przyrodę ale uprawę zbóż, roślin i życie zwierząt hodowlanych, a to już jest problem z produkcją żywności.
Niezależnie od tego czy ranczer ma na swojej ziemi studnie i odwierty, czy też nie, jego zasoby wody i tak spadają, bo wszyscy sąsiedzi, którzy pozwalają firmom olejowym na odwierty, eksploatują wodę na taką skalę, że wysysają ją również z sąsiadujących rancz. Ludzie nie posiadający studni nie mają na to żadnego wpływu, że ilość wody w ich środowisku dramatycznie spada. Problemem jest to, że dla ekonomii całego stanu, jak i kraju ale też pojedynczych ranczerów i właścicieli ziemskich, przemysł wydobycia ropy naftowej jest najważniejszy. Z ekonomicznego punktu widzenia nie ma sobie równych więc uprawa bydła czy rola przechodzą na drugi plan. Alarm podnoszony przez ekologów i ludzi takich jak Hugh, że to nieodwracalnie wysusza stan i może doprowadzić do katastrofy ekologicznej, zdaje się nie być słyszany. Comiesięczne wpłaty firm olejowych na konta właścicieli ziemskich (nazywane potocznie mailbox money, pieniędzmi ze skrzynki pocztowej) są wystarczającym argumentem żeby odwracać od tego problemu głowę.
Znana w Teksasie naklejka na zderzaki samochodowe mówi: „Keep Calm and Frack On” czyli zachowaj spokój i kontynuuj wydobycie. Ranczo Hugh leży około trzynastu kilometrów od granicy z Meksykiem. W słoneczny dzień, z najwyższego wzgórza, widać meksykańskie góry Sierra del Burros. Po zmroku, krajobraz wypełniają płomienie spalanego gazu. Efekt uboczny wydobycia ropy. Gazu albo nie opłaca się sprzedawać albo jest na tyle zanieczyszczony chemicznie, że nie nadaje się do sprzedaży, więc miliony metrów sześciennych znika bezpowrotnie. Aż trudno w to uwierzyć, znając trwającą w Polsce od lat dyskusję o dywersyfikacji dostaw i obserwując działania kolejnych rządów prowadzące do zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego kraju. Budowa gazoportu, dywersyfikacja dostaw, warte miliardy dolarów zamówienia z USA. W Teksasie, jeśli nie opłacało się ciągnąć, do miejsca wydobycia ropy, gazociągu, albo w trakcie szczelinowania, chemikalia zanieczyściły surowiec, gaz jest spalany. Nikt go nie chce. Naturalny surowiec, który był pod ziemią miliony lat, na zawsze stracony. Jak pisze Hugh, liczba płonących pochodni gazowych na całym terytorium Eagle Ford, z kilkunastoma tysiącami studni oświetlonymi płomieniami spalanego gazu, jest tak duża, że łatwo ją widać z kosmosu. (*strona 163). Ten problem dotyczy większości amerykańskiego terytorium. Taniej jest spalić niż sprzedać. Ceny ropy naftowej na świecie stale się zmieniają. Czasami tak dramatycznie, że potrafią w krótkim czasie przynieść wielkie prosperity albo szybkie bankructwo. Wokół koncernów zajmujących się bezpośrednim wydobyciem surowca funkcjonują tysiące podrzędnych podmiotów, w których zatrudnienie znajdują setki tysięcy ludzi. Producenci sprzętu, robotnicy, kierowcy, hotelarze, restauratorzy, itd. itd.
Przed odnalezieniem ropy Teksas był stanem praktycznie całkowicie farmerskim, przez dziesięciolecia budującym swą potęgę na pracy niewolników, a później na hodowli bydła. Ponad sto lat temu podstawą gospodarki stała się ropa naftowa. Duże zmiany jej cen powodują, że gospodarka stanu raz rośnie, w zawrotnym tempie, a w innym czasie dramatycznie się kurczy. W czasach prosperity ludzie zarabiają bajońskie pieniądze. Kierowcy potrafią otrzymywać kilkadziesiąt tysięcy złotych wynagrodzenia tygodniowo. Każde lepiej opłacane stanowisko wiąże się z wyższą pensją. Ceny pokoi hotelowych i mieszkań na wynajem rosną, do poziomów nie notowanych nigdzie indziej. Najtańsze motele, gdzie ten sam standard pokoju, kosztuje średnio w innych regionach USA 100 USD, w okolicach pól naftowych będzie kosztował 300 USD. Ceny rosną nawet w popularnych sieciach fast food i to trzykrotnie! Jeszcze trzy lata temu podczas znaczącego spadku cen ropy naftowej, gdy polskie media donosiły o wywołanych tym faktem poważnych problemach rosyjskiej gospodarki, w Teksasie pustoszały pola naftowe, restauracje i hotele. Ludzie,z dnia na dzień, tracili pracę, domy i musieli przeprowadzać się w inne regiony kraju, w poszukiwaniu pracy. Restauracje świeciły pustkami, a kierowcy, którzy zarabiali powyżej 370 tysięcy złotych rocznie, musieli znowu zgadzać się na stawki na poziomie 30 PLN za godzinę. Spadek cen i bankructwa dotyczą też białych kołnierzyków. Firmy padały, a przestrzenie biurowe w strzelistych wieżowcach świeciły pustkami. To jest jednak cykl, który jak Teksańczycy wiedzą najlepiej szybko się odwraca. Raz jest na dole, a raz na górze. Wiadomo, że cena kiedyś wzrośnie i znowu będzie można zarobić wielkie pieniądze. Cały spryt polega na wyczuciu kiedy przyjdzie spadek, żeby w danym momencie, nasze inwestycje były na jak najniższym poziomie.
Tak to już jest w Teksasie. Czy dotyczy to wydobycia ropy i zmienności cen, czy wieloletnich suszy zagrażających uprawom i zabijającym bydło. Czasami pada, a czasami przez kilka lat opady są tak małe, że ziemia wysusza się na popiół. To też trzeba przetrwać. Przetrwanie to umiejętność, którą Teksańczyk wynosi z domu. Z tradycji. Raz jest dobrze, raz źle, nic nie trwa wiecznie, ani susza, ani czas boomu wydobycia ropy, oprócz rancz, które od wielu pokoleń, przechodzą z rąk do rąk. Nie ważne jak ma się w danym momencie ekonomia. Kiedy jedni tracą i bankrutują, inni się bogacą. W ostatnich latach Teksas znowu ogarnęła gorączka wzrostów. Ludzie znowu dużo zarabiali. Ceny w miejscowościach, w okolicach Odessy, wszędzie tam gdzie wydobywa się ropę, dramatycznie rosły. Ludzie nie związani z przemysłem, nie byli w stanie się utrzymać. Brakowało nauczycieli i osób do pracy w usługach. Nie było komu wozić dzieci do szkół. Wielu ludzi zmuszonych było do przeprowadzki, w związku ze zwielokrotnionymi kosztami utrzymania. Aż przyszła pandemia i setki tysięcy ludzi straciło pracę w przemyśle wydobywczym, a ceny w okolicach szybów naftowych spadły do zwyczajnych poziomów. Cykl ten trwa nieustannie od 100 lat