Skąd w Teksasie takie silne przywiązanie do prawa do posiadania broni?
Jak większość tradycji tak i tożsamość narodowa mają swoje korzenie w historii. Teksas leżał na granicy znanego białym osadnikom świata i krainy Indian, którzy niepodzielnie władali wielkimi równinami. Osadnicy amerykańscy ruszając na zachód zawsze byli wyposażeni w broń i była to kwestia życia i śmierci. Groziły im napady rabunkowe, Indianie, potrzebowali broni do polowania. W Europie Ci sami ludzie nie mieli dostępu do broni ale po przybyciu do USA to była kwestia przetrwania.
Na początku XIX wieku Teksasem nazywano krainę we władaniu Meksyku, która obejmowała obszar znacznie większy, niż dzisiejsze terytorium stanu. Rozciągał się daleko dalej na terytorium dzisiejszego Meksyku, Nowego Meksyku, części Oklahomy, Kansas, a nawet Kolorado. Gdy w 1821 roku Meksyk wywalczył niepodległość od Hiszpanii Teksas naturalnie stał się częścią jego terytorium. Nie miał jednak prawdziwej władzy na tym,i terenami. To były pustkowia, na których rządzili Indianie. Chcąc to zmienić meksykański rząd udzielił pozwolenia Stephenowi Austin (od jego nazwiska nazywa się stolica stanu) na sprowadzenie amerykańskich osadników. W niedługim czasie zaczęli oni dążyć do uzyskania niezależności od Meksyku. Tarcia narastały. Punktem zapalnym była bitwa o Gonzales. W 1831 roku Meksykanie wypożyczyli mieszkańcom miasta Gonzales, małe używane działo armatnie, które miało im pomóc w ochronie koloni przed najazdami Indian. Cztery lata póżniej gdy poproszono o jego zwrot osadnicy odmówili. Na miejsce wysłano meksykańskie wojsko ale w mieście zebrało się ponad stu Teksańczyków, którzy stawili opór. W wyniku bitwy meksykańskie oddziały wycofały się, a działo pozostało w rękach mieszkańców. W trakcie bitwy wywieszono flagę z teksańską gwiazda i napisem „Come and take it” (przyjdźcie i weźcie sobie). Zuchwała odpowiedź znalazła się również w korespondencji skierowanej do meksykańskiego rządu. Do dzisiaj ten slogan jest wszechobecny. Współcześnie, za każdym razem gdy politycy podnoszą kwestię zmiany konstytucji i odebrania Amerykanom prawa do posiadania broni, w Teksasie, w odpowiedzi pojawia się: „Come and take it”, które można w tym przypadku zrozumieć jako „tylko spróbujcie nam odebrać to prawo…”
Dzisiaj broń nie jest potrzebna żeby wykarmić rodzinę ani bronić się przed czyhającymi na nas na prerii bandytami. Prawo do jej posiadania jest jednak dla wielu święte tylko z racji tego, że ono istnieje i nie pozwolą sobie go odebrać. Dla innych to nadal kwestia bezpieczeństwa. Rancza w Teksasie mają monstrualne rozmiary. Największe KING RANCH ma obszar porównywalny z powierzchnią siedmiu Warszaw. To oczywiście ekstremalnie duży obszar ale mniejszych, jednak nadal potężnych posiadłości nie brakuje. Szczególnie mieszkańcy okolic granicy z Meksykiem narażeni są na kontakty z handlarzami narkotyków i przemytnikami, tzw. coyotes prowadzącymi ludzi przez granicę. Nie rzadko Ci ludzie są uzbrojeni po zęby ale jednocześnie wiedzą, że amerykański ranczer również!
Obywatele często podkreślają, że przestępcy zawsze będą mieli dostęp do broni więc uczciwi obywatele muszą mieć prawo się bronić. Jak każde prawo to również rodzi problemy. Policja zawsze spodziewa się, że kierowca zatrzymanego samochodu ma broń więc policjanci pozostają czujni i zbliżając się do samochodu trzymają rękę na kaburze. Szaleńcy mając dostęp do broni, raz na jakiś czas urządzają masakry, których by nie było gdyby nie powszechny dostęp do broni. Nie da się tak łatwo i szybko zabić kilkunastu ludzi przy pomocy noża. Trzeba ich najpierw dogonić, a broń palna nie przysparza takich trudności. Z drugiej strony na liczbę broni pozostającej w Teksasie i całym USA w rękach prywatnych te zdarzenia są niezwykle rzadkie. Kierowcy samochodów osobowych w Teksasie nie raz zostawiają przed sklepami auta z włączonymi silnikami i klimatyzacją aby po powrocie z zakupów nadal mieć schłodzoną kabinę kierowcy. Wiedzą, że nikt nie ruszy auta bo każdy wie z jakim to się wiąże ryzykiem.
Jak mawia popularne powiedzenie: Broń nie jest zła, źli bywają ludzie.
Kiedyś przeprowadziłem ciekawą rozmowę z mieszkańcem Bandery Roy-em Dlugosh-em, która dobrze ilustruje mentalność nie tylko mieszkańców Bandery ale Teksańczyków. Roy często chodzi po mieście przebrany za kowboja i zagaduje turystów.
- My tu w Banderze chodzimy z bronią po ulicach i nikt się temu nie dziwi – śmiał się kiedyś Roy – tak na poważnie, to widzisz mój rewolwer? Chodzę z nim po mieście, mam go na widoku i nikt mi nic nie mówi. Nie mogę co prawda wejść do sądu, na pocztę, banku czy budynków federalnych ale po za tym chodzę gdzie chcę i jest ok.
- Ale jak to Roy? Przecież Wy strzelacie ze ślepaków, dużo huku i dymu ale zero zagrożenia.
- Tak, ale to prawdziwa broń, wystarczy, że wsadzę prawdziwe naboje i jestem uzbrojony. Gdybym wszedł do części budynków państwowych to byłoby to przestępstwo. Jak jestem ubrany zwyczajnie to nie noszę pasa z rewolwerem ale jak przebieram się za kowboja to jaki byłby ze mnie szeryf?
Faktem jest, że w wielu sklepach w Banderze i nie tylko, również innych miastach, na witrynach sklepów wiszą naklejki zakazujące wchodzenia z bronią. Skorą są naklejki to jest też potrzeba żeby je tam wieszać.
- Jak to jest Roy? Obywatel ma prawo otwarcie nosić broń na widoku?
- Tak, mam licencję, mogę nosić broń na widoku. Mogę ją mieć przypiętą do pasa i chodzić tak po mieście ale nie robię tego gdy jestem ubrany cywilnie. Wielu moich przyjaciół też mogłoby to robić. Możesz być jednak pewien, że wielu ludzi ma przy sobie ukrytą broń albo trzyma ją w samochodzie. Jeśli jakiś bandzior wszedłby do restauracji i wyjął pistolet to gwarantuje Ci, że połowa gości z tej restauracji wymierzyłaby w niego. Jak ktoś ma złe intencję to Bandera to nie jest dobre miejsce żeby wyjąć broń – tym razem Roy spoważniał
- Mam sześć pistoletów, cztery strzelby, dwa karabiny i dwa małe karabinki i nie jestem wyjątkiem. Dużo ludzi ma dużo broni, a jak ktoś pyta po co to wszystko to wiesz co odpowiadam? – ponieważ mogę ją mieć! – uśmiecha się Roy
- Kiedyś mój kolega, Polak, na stałe mieszkający w USA powiedział mi że USA to kraj którego nigdy nie najedzie żaden inny naród. Gdy zapytałem dlaczego, powiedział mi, że tutaj jest w rękach prywatnych ponad 300 milionów sztuk broni. Najeźdźca musiałby odebrać ją ludziom albo zabić prawie każdego mieszkańca. Tutaj ludzie mogliby się bronić. Siebie, swojej rodziny i domów.
- To prawda. Tutaj ludzie mogliby się bronić. Zgadzam się z tym.
- Dlaczego ludzie chodzą z bronią? Przecież tu jest bezpiecznie. Ludzie nawet nie zamykają samochodów gdy parkują pod barem czy sklepem. Po co im broń?
- To prawda, że nie zamykają samochodów ale pewnie dlatego, że wszyscy mają broń. Pomyślałeś o tym w ten sposób?
- To czemu nikt nie nosi broni na widoku. To jest w złym guście?
- Prawie nikt nie nosi broni na widoku ale są wyjątki. Mam kolegę, którego żona nosi broń przypiętą do pasa. Przyjeżdża na główną ulicę miasta, na zakupy i ma przy pasie broń. Ona nie jest w grupie rewolwerowców. Jest jedyną kobieta, którą znam, która nosi glocka 9 mm przy sobie w spożywczaku, na widoku. Ale to jest wyjątek. Nikt inny tego nie robi, chociaż mogą ale nie noszą. Tylko my, przebrani za kowbojów nosimy się z bronią na widoku. Ale tu chodzi o styl dzikiego zachodu, a nie o broń i ludzie to wiedzą.
- Rozumiem, że mimo tego, że broni nie widać to ludzie mają ją np. w samochodzie.
- Nie tylko w samochodzie. Mają w kieszeniach, schowaną w wysokich butach kowbojskich albo pod kurtką. Powiem tak. Między 50% a 70% ludzi, których spotykasz na ulicy ma dostęp do broni, w każdej chwili. Jakby coś się stało będą ją mieli natychmiast w rękach. Tam gdzie stoją.
- Czyli: don’t mess with Texans?
- Don’t mess with Texans – zaczął się śmiać Roy.