Jak to się stało, że Bandera, druga najstarsza polska osada w USA jest światową stolicą kowbojów?
Moje niezwykłe doświadczenia w Banderze i niesamowici ludzie, których tam poznałem, to wszystko zasługa nieocenionej Elenory Goodley z domu Dlugosh (Długosz) i jej brata Roya. Ich kuzyni do dzisiaj mieszkają w Opolskim, a w trakcie swojego ponad osiemdziesięcioletniego życia Elenora wielokrotnie była w Polsce. Dzięki jej wolontariackiej pracy, w komisji historycznej i biurze promocji miasta, przysłużyła się ustanowieniu Bandery i Strzelc Opolskich miastami siostrzanymi. Z racji wieku, Elenora wielokrotnie opowiadała mi historie miasta z przed sześćdziesięciu, czy siedemdziesięciu lat. Z czasów kiedy rancza hodowlane były dominującym źródłem utrzymania mieszkańców, a kowboje chodzili po mieście równie często, co dzisiaj klienci po supermarkecie. To był graniczny czas, kiedy hodowla przestawała się opłacać, a ludzie zmieniali styl życia. Kiedy rancza hodowlane zmieniały się w rancza dla turystów. Pewnego dnia usiedliśmy na werandzie i Elenora, jak zwykle uśmiechnięta opowiedziała mi jak to się stało, że Bandera została światową stolicą kowbojów.
Jak byłam mała, jakieś siedemdziesiąt lat temu, Bandera była znana jako „Dude ranch capital of the world”. Ranczerzy nie mogli już utrzymać się z hodowli bydła więc otwierali swoje rancza dla gości. Tak powstało nazewnictwo dude ranch, a ludzi, którzy tu przyjeżdzali nazywano „dude cowboys”. Na terenie całego hrabstwa było ponad czterdzieści takich rancz. Bandera była z tego słynna w całym USA ale do tego samego tytułu aspirowała też miejscowość z Arizony i w końcu im, udało się otrzymać ten oficjalny tytuł.
A jak to się stało, że Banderę nazwano „Cowboy capital of the world”?
Odkąd pamiętam o Banderze mówiło się też, że jest kowbojską stolica świata. Początek Western Trial, tradycje rodeo, rancza, to wszystko składało się na te zasłużoną opinię. To chwytliwa nazwa ale dla nas zupełnie naturalna. Dzisiaj, najważniejsze są rancza funkcjonujące na zasadach hoteli i przede wszystkim rodeo. To jest fundament. Lokalne, ranczerskie rodeo, w którym biorą udział nie tylko profesjonaliści ale sąsiedzi. Ranczerzy, synowie z ojcami, nie rzadko startują w zespołowym łapaniu wołu na lasso, a żony, np. w jeździe na czas wokół beczek. Rodzinna atmosfera i tradycja w czystej postaci. Rodeo pochodzi przecież od zawodów, które urządzali sobie kowboje i takie właśnie ma korzenie. To tradycja, która trwa do dzisiaj. W czasach Western Trial, w ciągu około 25 lat zebrano w Banderze i zagnano na północ około dziesięciu milionów sztuk bydła Longhorn. To wtedy powstał termin światowej stolicy kowbojów. To tu zganiali bydło, tu robili zapasy, tu się spotykali, bawili i tu czasami do siebie strzelali. Jest mnóstwo opisujących to historii. Później powstawały dude ranch, które kultywowały te tradycję. Teraz nadal tutaj są ale nie ma ich już tak wiele jak kiedyś. Część zmieniło się w rancza, na których poluje się na zwierzęta egzotyczne. Pewnego razu przyszło mi do głowy, że wypadałoby zdobyć oficjalny dokument od stanu Teksas, który raz na zawsze przyzna Banderze tytuł „Kowbojskiej Stolicy Świata”. Skontaktowałam się z naszym kongresmanem i senatorem. Ludzie mówili mi, że to się nie uda a ja im na to, że przecież zawsze mogę się starać bo w najgorszym razie mogą mi tylko powiedzieć „nie”.
- Najpierw teksańska komisja historyczna wdrożyła ten wniosek w swoje procedury. W tym samym czasie napisałam treść tablicy pamiątkowej i dostaliśmy od stanu autoryzację na jej ustawienie w mieście. Na tej tablicy jest napisane, że Bandera to kowbojska stolica świata. Zarówno ówczesny senator jak i kongresman popierali nasze starania. Mieliśmy też już tablice pamiątkową, Wsparł mnie również mieszkaniec Bandery, mistrz świata w jednej z konkurencji rodeo Kevin Flitzpatric. To czego nam brakowało to uznania tytułu przez kongres amerykański. Nasz kongresman Lamar Smith zawsze był zafascynowany Banderą. Wiele razy do nas przyjeżdżał. Opowiadał mi kiedyś, że jak pierwszy raz był w Banderze, to komuś w mieście zerwał się byk z uwięzi i wszyscy biegali po ulicach żeby go złapać. Myślę, że to zrobiło na nim takie wrażenie, że czuł do Bandery sporo sympatii, sentymentu. Za każdym razem, jak przyjeżdżał prosiłam go żeby przedstawił naszą prośbę w amerykańskim kongresie. Długo to trwało ale w końcu się zgodził i udało się. Dostaliśmy tytuł, oficjalnie, od kongresu. Mieliśmy wielką uroczystość, a informacja o nadaniu tytułu była chyba we wszystkich mediach. Zaczęłam nad tym pomysłem pracować w 2010 roku i udało się w końcu, w 2016 roku. Zajęło to sześć lat ale było warto, bo Banderze należy się ten tytuł – uśmiecha się Elenora.
Działania Elenory to przykład jak jeden człowiek może wpłynąć swoją wolontariacką pracą na historię i życie całej społeczności. Dzięki przyznanemu tytułu Bandera stała się jeszcze bardziej atrakcyjna turystycznie, a to niesie wymierne korzyści dla mieszkańców. Elenora, razem z bratem Royem, który przez lata pełnił rolę prezesa komisji historycznej była odpowiedzialna za tablice pamiątkowe, które rozstawiane są w mieście i okolicy. Osobiście pisała prezentowane na nich treści. Przez lata doprowadziła do powstania ośmiu tablic, w tym jednej na przełęczy Bandera. Nazwa miasta pochodzi podobno od hiszpańskiego słowa Bandera – flaga, która wbita w ziemie na przełęczy wyznaczała granicę między terytorium hiszpańskich osadników i Indian. Inne źródła twierdzą, że to od nazwiska hiszpańskiego dowódcy, który walczył tam z Apaczami. Niezależnie od pochodzenia nazwy, przełęcz była sceną wielu potyczek z plemionami Apaczów, a później Komanczów. Na początku lat czterdziestych dziewiętnastego wieku doszło tam do bitwy, którą uważa się za punkt zwrotny w historii wojen między przybyszami z Europy, a Indianami. Przez stulecia, od przybycia do Ameryki, osadnicy skazani byli na niepowodzenie w takich starciach. Dysponowali jednostrzałową bronią, której ładowanie zajmowało bardzo dużo czasu. Na jeden wystrzał z broni palnej Indianie byli w stanie odpowiedzieć wielokrotnymi strzałami z łuku. Sytuacja poprawiła się wraz z wynalezieniem przez Pana Colta, rewolweru. Osadnicy dostali do ręki broń, z której mogli strzelać wielokrotnie, co zniwelowało przewagę Indian. Słynny dowódca Texas Rangers, John Hays wyposażył swoich ludzi w pięciostrzałowe rewolwery Paterson Colt i kiedy został otoczony, wraz z pięćdziesięcioma ludźmi, na przełęczy Bandera, udało im się w trakcie całodziennej bitwy odeprzeć atak kilkuset Indian, tracąc jedynie pięciu ludzi. Informacja o tej bitwie szybko obiegła Amerykę. Od tej pory zmieniła się strategia walki i mimo kolejnych trzydziestu lat wojen z Indianami, żołnierze i Texas Rangers zdobyli przewagę, która zadecydowała o ich sukcesie.
Bandera ma nie tylko historyczne związki z Polską ale też silne współczesne więzi. Partnerskim miastem Bandery są Strzelce Opolskie. To również zasługa m.in. Elenory.
- Kiedy dołączyłam do komisji historycznej, ktoś wpadł na pomysł żebyśmy nawiązali współprace, na zasadzie siostrzanych miast, z miejscowością w Japonii. NIe mogłam w to uwierzyć. Przecież my tu mamy polskie korzenie powiedziałam. Mój kuzyn był w tym czasie na opolszczyźnie w Rozmierzu i to podsunęło mi myśl, że powinniśmy nawiązać współpracę z miastem z Polski, skąd pochodzili nasi przodkowie. Tak zostaliśmy partnerem Strzelc Opolskich.
Mimo niewielkich rozmiarów Bandera jest na mapie Teksasu bardzo widocznym punktem. Nazwa miasta rozpoznawalna jest też daleko po za granicami stanu.
- Bandera jest bardzo popularna. Mamy tutaj np., jak ich nazywamy „zimowych Teksańczyków”. Przyjeżdżają ze wschodniego wybrzeża, wynajmują przyczepy albo kwatery i mieszkają tu przez całą zimę. Potem wracają do siebie. Ludzie chcą kilka miesięcy mieszkać i czuć westernową atmosferę tego miejsca.