14 lipca to święto narodowe we Francji, dzień obalenia Bastylii, który zapoczątkował rewolucję francuską. Święto obchodzone hucznie na terenie całego kraju. W większości miast odbywają się defilady i pokazy sztucznych ogni. W 2016 roku, w trakcie uroczystości w Nicei, doszło do masakry. Terrorysta, w dużej białej ciężarówce wjechał w tłum ludzi. Zginęły 84 osoby, a ponad 100 zostało rannych. Rozjechane ludzkie zwłoki rozrzucone były na ulicy na odcinku kilkuset metrów. Dzieci, dorośli, nie miało znaczenia. Jechał żeby zabić. Razem z Magdą byliśmy na miejscu.
Do Nicei przyjechaliśmy tego samego dnia po południu. Zatrzymaliśmy się w hotelu Le Meridien Nice, przy Alei Anglików, na której doszło do zamachu. Odpoczywając po podróży sączyliśmy kawę w jednej z położonych na plaży restauracji. Patrząc na morze zauważyliśmy grupę policjantów zbliżających się do jednego z plażowiczów. Ktoś ich wezwał bo człowiek nie dawał znaków życia. Umarł na plaży. Jego zwłoki wyniesiono w czarnym worku. Tak zaczęła się nasza wizyta w Nicei i było to znamienne dla dalszych wydarzeń.
Cały wieczór przechadzaliśmy się po starych uliczkach i zwiedzaliśmy miasto. W końcu przyszedł czas na kolacje. Siedząc w restauracji i przyglądając się przechodniom obserwowaliśmy francuskich żołnierzy patrolujących trójkami ulice. Byli w mundurach, hełmach, uzbrojeni w ciężkie karabiny maszynowe. Dyskutowaliśmy nawet jakiś czas o tym, że jeszcze kilka lat temu ich obecność na ulicy byłaļy zaskakująca ale po zamachach w Paryżu stała się codziennością. Jak miały pokazać następne godziny żadne patrole nie są w stanie wyeliminować zagrożenia w 100%. Przed 22 ruszyliśmy na miejską plaże i zajęliśmy miejsce, na przeciwko naszego hotelu. O 22 rozpoczął się pokaz sztucznych ogni. Setki tysięcy ludzi z całej Europy i świata zasiadło na plażach i ulicach żeby podziwiać fajerwerki. Schodzili się nad morze z całego miasta bo tam był najlepszy widok. Nie przypadkowo zamachowiec wybrał właśnie to miejsce.
Pokaz trwał około 15 minut. Po jego zakończeniu, tysiące ludzi zaczęło wchodzić po schodach prowadzących z plaży na Aleje Anglików. Co kilkaset metrów rozstawione były sceny z muzyką na żywo. Miało to niebagatelny wpływ na kolejne wydarzenia bo przez głośną muzykę i hałas generowany przez tłum, ludzie nie słyszeli nadjeżdżającej ciężarówki. Po około 5-u minutach spaceru znaleźliśmy się na wysokości naszego hotelu. Ciężarówka zatrzymała się kilka minut później, kilkadziesiąt metrów od tego miejsca. Szliśmy dokładnie w jej kierunku ale poczułem, że jest mi zimno i postanowiliśmy zejść do podziemnego garażu. W zaparkowanym tam samochodzie był mój sweter. Dotarcie do auta na poziomie minus 3 zajęło nam kilka minut. Zabraliśmy sweter i ruszyliśmy na górę. Gdy dotarliśmy do wyjścia z budynku zobaczyliśmy kilkuset ludzi biegnących w naszym kierunku. Krzyczeli i płakali. Zaczęli wbiegać w bramę podziemnego parkingu. Nie wiedzieliśmy co się dzieje. Zostaliśmy dosłownie wepchnięci do środka i zaczęliśmy biec po schodach pod ziemie. Na tym etapie nie mieliśmy żadnych informacji. Ludzie krzyczeli po Francusku. Nic nie rozumieliśmy. Razem z kilkudziesięcioma osobami dobiegliśmy do poziomu minus dwa. Pytaliśmy co się dzieje ale nikt nie mówił po angielsku. Kilka osób na migi pokazywało, że na górze są terroryści i że strzelają. Wspominając zamachy z Paryża byliśmy przekonani, że na ulicach są strzelcy, którzy szukają ofiar. W pewnym momencie z góry zaczęła biec kolejna fala ludzi. Wybuchła panika. Uciekliśmy na poziom minus trzy. Dobiegliśmy do samochodu i wskoczyliśmy na tylne siedzenie. Położyliśmy się i w milczeniu czekaliśmy na to co się będzie działo. Oboje wyobrażaliśmy sobie, że za chwile mogą pojawić się terroryści. Parking był schronieniem ale też pułapką. Gdyby wszedł tam uzbrojony strzelec, bez problemu mógłby dopaść kilkuset ludzi. Po kilku minutach leżenia zdecydowaliśmy się wyjść z samochodu. Na poziomie minus dwa spotkaliśmy grupę kilku transwestytów. Przebrani za kobiety, z mocnym makijażem, młodzi, około dwudziestoletni chłopcy mówili po angielsku. Powiedzieli nam, że na górze doszło do zamachu terrorystycznego, że jest mnóstwo zabitych, wojsko i policja strzelają do zamachowców. Nagle pojawiła się policjantka. Zeszła po schodach na nasz poziom i mówiła coś po francusku. Chłopcy przetłumaczyli nam, że prosi o pozostanie na parkingu i że pod ziemią jesteśmy bezpieczni. Mówiła o dużej liczbie zabitych i żadnych więcej konkretów. Przypuszczam że sama nie miała informacji. Nadal nie wiedzieliśmy dokładnie co się dzieje. Po około 30 minutach zdecydowaliśmy się wejść wyżej.
Na schodach pozostawało mnóstwo szlochających ludzi. Gdy doszliśmy do poziomu 0 i otwartych drzwi budynku znajdujący się tam Francuzi siedzieli w milczeniu. Wychyliłem głowę na zewnątrz. Uliczka była prawie zupełnie pusta. Wzdłuż budynku szedł pijany mężczyzna opierając się niekiedy o ścianę. Na skrzyżowaniu naszej ulicy z prostopadłą aleją stał policjant. Miał wyciągnięty pistolet i celował w przechodnia krzycząc do niego przez ulicę. Nagle ktoś z budynku obok wciągnął pijanego w bramę. Wtedy policjant zwrócił uwagę na mnie. Wycelował we mnie i zaczął coś krzyczeć. Jego oczu i napięcia na twarzy nie zapomnę do końca życia. Stał na skrzyżowaniu dwóch ulic pozbawiony prawdopodobnie jakichkolwiek informacji. Każdy przechodzień, każdy człowiek, mógł okazać się terrorystą. Stan napięcia w jakim trwał na swoim posterunku był odciśnięty na jego twarzy. Z człowiekiem, który trzyma Cię na muszce w stanie takiego napięcia się nie dyskutuje. Nie myśląc ani chwili schowałem się do środka. W tym momencie miałem szczerze dosyć. Dopiero w tej chwili, tak naprawdę i dogłębnie dotarło do mnie co się dzieje. Nie wiem dlaczego ale cały czas instynktownie odpychałem myśl, że coś nam grozi. Że jesteśmy na miejscu zamachu terrorystycznego. Takie rzeczy ogląda się w telewizji, a nie doświadcza na własnej skórze. Zapominamy, że świat z TV i gazet to rzeczywistość. Zeszliśmy dwa piętra niżej mając świadomość, że pozostawanie na górze nie jest bezpieczne
Po kilku minutach wybuchła kolejna panika. Znowu po schodach przelała się fala krzyczących ludzi. Zepchnięci na poziom minus trzy znaleźliśmy się w grupie kilkudziesięciu ludzi. Przyszło mi do głowy, że jeżeli na teren parkingu dostaną się terroryści to będą szukać skupisk ludzkich, żeby skrzywdzić jak największą liczbę osób. Powiedziałem Magdzie, że moim zdaniem najbezpieczniej będzie zejść niżej, gdzie nikogo nie ma. Zeszliśmy na poziom minus pięć i schowaliśmy się w najodleglejszym zakątku. Było bardzo gorąco, nie działała klimatyzacja ale byliśmy tam zupełnie sami. Po upływie około półtorej godziny zdecydowaliśmy się wyjść z ukrycia. Na poziomie minus dwa dostałem informacje z Facebooka, że jesteśmy w rejonie zamachu terrorystycznego i że powinniśmy poinformować cały świat, przy pomocy tej aplikacji, że nic nam nie jest. Współczesny świat…. Na poziomie 0 i na schodach stało kilkadziesiąt osób, w tym znajomi transwestyci. Powiedzieli, że jeśli chcemy możemy wyjść na zewnątrz, na własną odpowiedzialność i tak żeby policja widziała nasze ręce. Wyszliśmy z budynku i ruszyliśmy wzdłuż ściany w stronę wejścia do hotelu. Lobby i korytarze były pełne ludzi przykrytych kocami i kołdrami zapewnionymi przez obsługę. Skierowaliśmy się do pokoju gdzie dopiero po włączeniu CNN dowiedzieliśmy się o ciężarówce. Będąc tak blisko zamachu, przez kilka godzin nie wiedzieliśmy co się dzieje. Ludzie w najodleglejszych zakątkach globu mieli więcej informacji niż Ci, których to bezpośrednio dotyczyło.
Rano, na śniadaniu, przez okno restauracji hotelowej zobaczyliśmy ciężarówkę. Wokół pracowali ubrani w białe kombinezony ludzie wyglądający jak służby poruszające się po skażonym, radioaktywnym terenie. W poprzek ulicy policja rozłożyła białą materiałową płachtę aby uniemożliwić mediom filmowanie zwłok i podglądanie pracy służb. Przed hotelem stały wozy transmisyjne telewizji z całego świata. Na ich dachach wielkie talerze satelitarne przekazywały informacje. Jeszcze przez kilka tygodni pod hotelem, w którym się zatrzymaliśmy, ludzie pozostawiali kwiaty. Zaraz po śniadaniu ruszyliśmy w drogę powrotną do Polski. O dziwo wyjazd z miasta nie był w żaden sposób utrudniony. Jedyne konsekwencje jakie oglądaliśmy później to uzbrojeni w karabiny policjanci i wojsko na bramkach autostrad i nadal otwartych granicach państwowych. Nawet na Polsko-Niemieckiej granicy stali funkcjonariusze z krótką bronią maszynową.