W USA, drugim najpopularniejszym sportem po futbolu amerykańskim jest NASCAR – wyścigi samochodowe. Transmitowane są w ponad 150 krajach, co daje tej dyscyplinie również zasięg globalny. Jak podają różne źródła Nascar ma 75 milionów zagorzałych fanów, a sprzedaż artykułów sygnowanych przez organizację, w samej Ameryce, sięga ponad 2 miliardów dolarów. Te suche statystyki robą wrażenie ale żeby zrozumieć czym jest Nascar trzeba doświadczyć tego na własnej skórze.
W trakcie rodzinnych wakacji na Florydzie zdecydowaliśmy się na zakup biletów na wyścig w siedzibie głównej Nascar, tam gdzie zaczęła się w 1947 roku historia rywalizacji – Daytona Beach Speedway. Najsłynniejszy wyścig Daytona 500 jest legendarny. Przy owalnym torze długości 4 km znajdują się trybuny dla ponad 160 tys. ludzi. Dodatkowo, na terenie wewnątrz toru, gromadzą się amerykanie w wozach campingowych i prywatnych autobusach śledzący wyścig z dachów swoich pojazdów. Na miejsce przybyliśmy 2 godziny przed zawodami. Nieświadomie wjechaliśmy na parkingi położone w sercu obiektu. Zaparkowaliśmy auto i przeżyliśmy szok. Otaczały nas wielkie prywatne autobusy wielkości autobusów rejsowych. Przerobione na prywatne pojazdy były pełne udogodnień. Na dachach wielkie anteny satelitarne i tarasy ze składanymi barierkami, leżakami i stołami. Na ścianach pojazdów wywieszone 70 calowe telewizory, które nieustannie pokazywały przebieg wyścigu. Ludzie grillowali i pili alkohol. Niektórzy na umór. Rozstawione dmuchane baseny pełne krzyczących dzieci i pijanych dorosłych. Piknik. Wyścigi Nascar to dla wielu styl życia. Niektóre prywatne autobusy są warte ponad milion dolarów i służą właścicielom do jeżdżenia po całym kraju. Podążają od wyścigu do wyścigu. Ci z chudszymi portfelami lub mniej zaangażowani przybywają camperami lub kupują zwykłe bilety na trybuny. Nasze miejsca były w samym sercu stadionu, naprzeciwko punktów serwisowych.
Tradycyjnie, jak przed większością imprez masowych w Ameryce, speaker przedstawił, setce tysięcy ludzi, kilku młodych weteranów. Widziałem to wielokrotnie w parkach rozrywki lub na innych imprezach. Wyczytywane są nazwiska osób zasiadających na widowni lub na scenę zapraszani są weterani z Iraku, Afganistanu i innych konfliktów, w których bierze udział USA. Tłum klaszcze doceniając ich patriotyzm. Głośna muzyka wypełnia stadion, a przed nami stoi kilkadziesiąt pojazdów, które wezmą udział w wyścigu. Prezentacja kierowców i wywiady z najlepszymi wyświetlane są na wielkich telebimach. Amerykanie są królami robienia rozrywki. Pewnie dlatego Hollywood i Disney podbiły świat.
Samochody ustawiono się na starcie. Siedmiuset konne potwory wydawały z siebie ryk, który ogłuszał widzów. Sygnalizatory świetlne zapaliły się na zielono i ruszyli. Robiąc kolejne okrążenia powracali w okolice widowni, która znajdowała się tylko po jednej stronie stadionu. Gdy przejeżdżali obok, warto było zatkać uszy bo ryk silników był nie do zniesienia. Po kilku okrążeniach, tuż przed naszymi oczami doszło do zderzenia. Kilkanaście pojazdów wypadło z trasy i sunęło bezwładnie po trawnikach. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Kilku zawodników wypadło z wyścigu bo ich pojazdy były uszkodzone. Kraksy i niebezpieczeństwo to atrybuty, które przyciągają widzów. Kibice byli zachwyceni.
Na Florydzie w miesiącach letnich popołudniami pada deszcz. Przychodzi godzina 16-a i można być prawie pewnym opadów. Tak samo było tego dnia. Rywalizacja została przerwana ze względów bezpieczeństwa, a organizatorzy zwlekali z podjęciem decyzji czy wyścig zostanie dokończony. Siedzieliśmy jeszcze godzinę schronieni pod przeciwdeszczowymi płaszczami, które kupiliśmy pod stadionem. Niestety aura nie sprzyjała i ogłoszono przeniesienie wyścigu na kolejny dzień. Piknik wewnątrz stadionu trwał jednak nadal. Kibice w swoich luksusowych pojazdach turystycznych znowu rozpalali grille i zaczynali kolejną imprezę. My ruszyliśmy do domu żeby następnego dnia stawić się na stadionie o wskazanej godzinie. Nazajutrz niebo było bezchmurne, co dawało nadzieje, że wyścig odbędzie się bez przeszkód. Zawodnicy znowu zajęli miejsca w swoich maszynach i ustawili się na starcie. Publiczność reagowała żywiołowo. Całe rodziny skandowały nazwiska swoich ulubieńców. Słońce grzało tak bezlitośnie, że trudno nam było wytrzymać na odsłoniętej trybunie.
Przechadzając się w przerwach po kulisach stadionu widziałem na ziemi wiele rozgniecionych owadów. Wielkich rozmiarów waterbugs wzbudzały obrzydzenie i zaciekawienie dzieci. Latały też nad naszymi głowami na trybunach i wyglądały jak małe nietoperze. Po zakończeniu wyścigu, który obfitował w efektowne wypadki szliśmy w stronę samochodu. Miałem na sobie jaskrawe pomarańczowe spodnie. Magda szła za mną i nagle krzyknęła, że mam coś na łydce. Obejrzałem się i zobaczyłem ponad 5 cm waterbug przyssanego do moich spodni. Nie zastanawiając się uderzyłem go lewą ręką. Trafiłem go tak mocno, że przeleciał kilka metrów i wylądował na kolanach niepełnosprawnego kibica na wózku inwalidzkim. Jego spojrzenia nie zapomnę do końca życia. Miał w oczach obrzydzenie do insekta i „nienawiść” do mnie. Podskoczył na fotelu i zrzucił owada, a następnie złapał za koła żeby jak naszybciej się od niego oddalić. Przeprosiłem ze współczuciem i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Mimo zakończenia wyścigu i pustoszenia trybun piknik wewnątrz stadionu trwał nadal. Kibice planowali pewnie ruszyć w drogę następnego dnia, a ten wieczór poświęcić na biesiadowanie i wspominanie emocji.