Kilka lat temu, niedaleko Bandery, w Pipe Creek funkcjonowało jeszcze jedno rodeo, oprócz tego w Mansfield Park. Właścicielem areny i organizatorem był Bill Rivers. Bill ma 72 lata. Urodził się w Nebrasce ale dorastał w Missouri. Potem przeprowadził się do Kalifornii, gdzie spędził większość zawodowego życia. W wieku 58 lat przeprowadził się do Teksasu. Jak wielu innych przyjechał zamieszkać w Banderze, bo ciągnęło go do tego stylu życia. Kiedyś zapytałem go dlaczego Bandera. Odparł z właściwą sobie szczerością:
- bo mi się tu podoba, lubię ten westernowy klimat
Bill kupił pod miastem ranczo i przez lata organizował rodeo. Jego kariera zawodowa to jednak przede wszystkim tresura egzotycznych zwierząt. Wychowany przez ojca, który przez lata prowadził objazdowe show z dzikimi zwierzętami, naturalnie wrósł w ten biznes i przez całe życie zajmuje się ich tresurą. Bill jest niezwykle ciepłym i skromnym człowiekiem. Jego sposób poruszania zdradza, że całe życie jeździł na różnych zwierzętach. Od koni, po byki, a nawet strusie. To trochę takie życie kaskadera.
Pewnego dnia odwiedzając Billa w jego domu zobaczyłem na ścianie czarno białą fotografię. To co na niej zobaczyłem tak mnie zdumiało, że musiałem się bliżej przyjrzeć, żeby upewnić się, czy ja napewno widzę skaczącego z dużej wysokości, z kilkunastometrowej wysokości platformy i lecącego w dół z wyciągniętymi w przód nogami konia.
- Bill, co to jest? – zapytałem zdumiony
- Muł
- Jak to muł, czemu on leci?
- To taki pokaz, pt „nurkujące muły”
- Że co? „nurkujące muły”?
- Tak, mój tata się tym zajmował już w latach 50 – ych. Miał „Wild West Show”. To były różne pokazy z różnymi zwierzętami. Częścią atrakcji były nurkujące muły. Z wysokiej na kilkanaście metrów platformy, skakały do ustawionego na dole basenu z wodą. Ludzie zawsze myśleli, że jak muły wchodziły na rampę to wysuwaliśmy im ją spod nóg i tak spadały na dół. To nie prawda, one się ześlizgiwały. Uczyliśmy je tego. Zaczynaliśmy od skoków do basenu z niskiej wysokości. Potem podnosiliśmy rampę co raz wyżej, aż nauczyły się skakać z wysokości i możesz mi wierzyć albo nie ale one naprawdę to lubiły.
Moje otwarte ze zdziwienia szeroko usta rozbawiły Billa więc kontynuował opowieść.
- Tutaj w Banderze, na moim rodeo, muły skakały co piątek. Przez kilkanaście lat, tydzień w tydzień. Wszyscy chcieli to zobaczyć i dlatego to robiliśmy. Skończyliśmy pokazywać ten show kilka lat temu. Robiliśmy to nieprzerwanie od kiedy zaczął to robić mój ojciec, w latach 50-ych dwudziestego wieku. Skończyłem w 2015, to ponad 60 lat tradycji. Mój ojciec, a potem ja byliśmy jedynymi na świecie, którzy to robili. W przeszłości były jeszcze nurkujące konie ale muły mieliśmy tylko my.
- Tyle lat tradycji i czemu przestałeś?
- Przestałem to robić bo muły się zestarzały, a ja już nie chciałem szkolić młodych. Sprzedałem też ranczo, na którym robiliśmy pokazy i organizowałem rodeo. Potem sprzedałem ziemię i tam jest teraz parking dla RV
- Ile mułów przez te lata wyszkoliliście do skakania?
- Ponad dwadzieścia. W każdym show występowały dwa muły i jeden kucyk.
- A co dostawały w nagrodę po wykonanym skoku?
- Zawsze marchewki. Tylko marchewki. Kochały marchewki.
Bill pokazuje na czarnobiałe zdjęcie i mówi.
- wtedy mój tata wytrenował pierwsze trzy muły i zaczął występować z nimi publicznie. Potem my zaczęliśmy trenować kolejne z bratem i szło nam całkiem nieźle. Tam masz współczesne zdjęcie z pokazu w Banderze.
Zerknąłem na fotografię, na której widziałem nie tylko spadającego muła ale w dodatku celującego w płonącą obręcz, jak w cyrku. Wydało mi się to tak abstrakcyjne, że później postanowiłem zobaczyć to na własne oczy. Poniżej film dostępny w serwisie YouTube.