Teksas ma ponad 2000 kilometrów granicy z Meksykiem podczas gdy cała amerykańsko, meksykańska granica ma nieco ponad 3000 kilometrów. Znakomita większość granicy znajduje się zatem w Teksasie. Podobnie jak Nowy Meksyk, Arizona i Kalifornia, Teksas leży „na pierwszej lini frontu”. To tędy prowadzą szlaki przemytu ludzi i narkotyków. Na granicy ludzie zmagają się z falą emigrantów z Ameryki Południowej i związaną ze szmuglem narkotyków przestępczością. To tutaj, na prowincji, nastroje społeczne są pełne żalu i niezrozumienia dla działań partii demokratycznej, która chce szerokiego otwarcia granic dla uchodźców. Ludzie zarzucają demokratom, że wpuszczając imigrantów budują sobie armię wyborców, którzy po otrzymaniu zielonej karty, będą na nich głosować. Oburzają się ze względu na fakt, że nielegalni imigranci, którzy przechodząc granicę złamali przecież prawo, dostają darmowe wyżywienie, nocleg i opiekę zdrowotną, podczas gdy w USA miliony ludzi żyje na granicy ubóstwa lub jest bezdomnych. Internet pełen jest „memów” zestawiających zdjęcia bezdomnych amerykańskich rodzin, śpiących na ulicy wraz z małymi dziećmi i rodzin nielegalnych imigrantów. Twórcy zadają pytanie: kim administracja państwowa powinna zająć się jako pierwszymi? Ponad pół milionem bezdomnych Amerykanów czy imigrantami? Kto powinien mieć pierwszeństwo? pytają sceptycy otwierania granic dla nowo przybyłych. Prowincjonalny Teksas grzmi, co raz głośniej i buntuje się przeciwko polityce otwartości migracyjnej, patrząc w zdumieniu na poczynania demokratycznej Kalifornii. W ten sposób kapitał polityczny zbijają republikanie, którzy i tak są dominującą siłą w Teksasie.
Ze względu na bezpośrednie sąsiedztwo granicy południowcy zupełnie inaczej postrzegają kwestię imigrantów niż mieszkańcy północnych stanów, dla których ten problem jest dużo bardziej odległy, medialny, a nie namacalny.Jak wszędzie na świecie „granica” to miejsce wzbudzające emocje. Arena nie do końca legalnych interesów, przemytu, a czasami tak różnych systemów cywilizacyjnych, że ten wąski pas ziemi jest wrotami do zupełnie innej rzeczywistości. Teksańska granica z Meksykiem to front walki z przemytem narkotyków. Albo produkowane są w Meksyku albo przywożone na amerykańską granicę z krajów Ameryki Południowej. Dlaczego kartele wysyłają narkotyki do USA? Tam jest rynek, tam są pieniądze, tam ludzi stać na bycie narkomanami. Pieniądze z handlu narkotykami są tak duże, że ten proceder nigdy się nie skończy. Służby graniczne wychwytują kolejnych szmuglerów, a przemyt trwa. Przemytnicy probują przewieźć zakazane substancje ukrywając je w samochodach lub przekraczając tzw. zieloną granicę. Uzbrojeni po zęby stanowią realne zagrożenie dla amerykańskich obywateli.
Ciągnące się kilometrami rancza są areną cichej działalności karteli, a żyjący tam amerykańscy ranczerzy zazwyczaj nie jeżdżą w teren bez broni. Jeśli zobaczysz kogoś na swoim ranczo to możesz zakładać, że to albo nielegalni imigranci albo przemytnicy narkotyków. Z tymi drugimi lepiej nie wchodzić w bezpośredni kontakt. Gorzej jeśli wpadniesz na nich przypadkiem i nie masz możliwości się wycofać. W takiej sytuacji liczenie na policję mija się z celem. Zanim dojechaliby i odnaleźli zgłaszającego byłoby już dawno za późno. Trzeba mieć broń, żeby móc się bronić. Dlatego, m.in. Teksańczycy nigdy nie zgodzą się zrezygnować z prawa do jej posiadania. Kłopotliwe może być też spotkanie kogoś kto poprosi nas o podwiezienie, albo leży wyczerpany w rowie, a my kierując się własnym sumieniem staramy się mu pomóc. Podwieźć do najbliższej drogi lub miasteczka. Za to grozi więzienie, bo za pomoc nielegalnym imigrantom jest kryminał. Jak spotkasz kogoś na drodze to najlepiej go tam zostaw. To są realiza życia na granicy. Centralna i zachodnia część teksańskiej granicy z Meksykiem leży na pustyni Chihuahuan, która ma powierzchnię większą od powierzchni Polski. Rozciąga się z głębi Meksyku po południowo zachodni Teksas, Nowy Meksyk i Arizonę. To trudny geograficznie obszar. W miejscach gdzie pustynia jest płaska problemy graniczne są większe. Więcej ludzi próbuje przekraczać nielegalnie granice, a kartele, np. kopią tunele do przemytu ludzi i narkotyków. Inaczej jest na południe od Marfy, TX gdzie leży park narodowy Big Bend. To bardzo trudna geograficznie część granicy. Na pustyni wyrastają skaliste góry uniemożliwiające łatwe wędrówki i kopanie pod ziemią. W okolicach parku znajduje się kilka maleńkich miejscowości ale mimo to można śmiało powiedzieć, że okolica jest bezludna. Życie na pustyni nie jest łatwe. Temperatury w lato potrafią sięgać czterdziestu kilku stopni w cieniu, a zimą spadają poniżej zera. Mało roślin dla wypasu bydła, mało wody i węże, to codzienne zmartwienia ranczerów.
Tym, którzy nie mogą schronić się w klimatyzowanym samochodzie i muszą iść prze tę pustynię pieszo grozi śmierć. Nawet jeśli uda się im stworzyć sztucznie zacienione miejsce to i tak taki cień jest niczym innym jak jedynie bardziej komfortowym miejscem żeby umrzeć. Ludzie, którzy wybiorą się w to miejsce bez przygotowania, bez zapasów wody, okrycia głowy lub narażą się na długotrwały wysiłek, niechybnie zginą. Dlatego w lato imigrancji idą tylko nocą. Na wiosnę i na jesieni, gdy temperatury są znacznie niższe, ruch na nielegalnej granicy się nasila. Straż graniczna ma wtedy dwa razy więcej pracy ale i tak wielokrotnie mniej niż w innych regionach przygranicznych, gdzie ukształtowanie terenu jest znacznie łatwiejsze.
Pustynia to też nagłe zmiany pogody. Wydawać by się mogło, że na pustyni tylko świeci słońce. Nic bardziej mylnego. Równie dobrze zamiast od przegrzania można zginąc od trafienia piorunem, w trakcie oberwania chmury. Chihuahuan nie wygląda jak Sahara. Tam pada deszcz. W ciągu kilku dni pobytu doświadczyłem dwóch wieczornych burz. Krajobraz i temperatura zmieniły się wtedy nie do poznania. W trakcie lispcowego wypadu do Big Bend, deszcz dopadł mnie w drodze miedzy Lajitas, a Presidio. Zaczęło padać, ale nie wszędzie w około, tylko punktowo, na niewielkim obszarze, bezpośrednio przed moim samochodem. Jechałem zatem nadal topiąc się w słońcu i zbliżałem do ściany deszczu. Słońce paliło okoliczne góry, a na mój samochód niebo zaczeło wylewać ocean wody. Lunęło tak, że najszybszy bieg wycieraczek nie nadążał i musiałem się na chwilę zatrzymać. Na krótkim odcinku, między nasłonecznioną częścią drogi, a tą pod chmurami, temperatura spadła o 16 stopni Celsjusza! Dramatyczna zmiana, w ciągu dosłownie kilkudziesięciu sekund, na odcinku może 100 metrów. Gdy zacząłem zbliżać się do końca wiszącej nade mną chmury, temperatura zaczęła rosnąc równie dynamicznie, dobijając błyskawicznie, ponownie do moich ulubionych 42 stopni w miejscu, którego nie ma. Na odcinku może kilometra z 42 stopni wjechałem w 26 stopni i ponownie wyjechałem w 42 stopnie. Takie zmiany temepratur zdażają się przez cały rok. W zimę, w nocy, temperatura potrafi spaść poniżej zera. W przeciągu kilku godzin, różnica temperatur może sięgnąć ponad 20 stopni. Tak to już jest na pustyni. Tak się tam żyje. Mimo trudnych warunków ludzie mają tam swoje domy i mimo problemów wynikających z bliskości granicy żyją w symbiozie z Meksykiem. Kilkaset lat wpływów meksykańskich i przenikania się kultur spowodowało, że Meksyk dla Teksasu jest jak brat. Niebezpieczny, skorumpowany, biedniejszy ale brat. Kultura meksykańska i anglosaska mieszają się tutaj od dwustu lat. Dzięki NAFTA amerykańskie firmy inwestują na terenie Meksyku. Ludzie zakładają mieszane rodziny, meksykanie osiedlają się w Teksasie i ciężko pracują na swoją przyszłość, napędzając gospodarkę amerykańskiego stanu. Prowincja Meksyku i Teksasu mają bardzo dużo podobieństw. Tak samo jak w Teksasie, po meksykańskiej stronie, są potężne rancza. Ludzie hodują bydło, jest rodeo, grzechotniki, muzyka country i to samo jedzenie. Meksykańscy ranczerzy chodzą w kowbojskich butach i ubierają kapelusze. To jest współistnienie, współzależność, nierozerwalna więź. Nie da się zrozumieć Teksasu nie myśląc o Meksyku.
Statystyki 2019
Liczba nielegalnych imigrantów, budowa obozów dla uciekinierów z krajów Ameryki Południowej, nabierają takiej skali, że jest jednym z głównych tematów społecznych w USA. W ciągu, np. całego maja 2019 roku służby zatrzymały w okolicach Big Bend 1200 osób. Czasami, kilkudziesięcioosobowe grupy próbują przechodzić z Ojinagi do Presidio, w środku miasta. Big Bend jest trudnym terenem i dlatego jest tam relatywnie mało imigrantów. Liczby jednak stale rosną ale i tak są nieporównywalnie niższe niż w innych obszarach granicznych. Dla przykładu, w tym samym czasie, w Rio Grande Valley, zatrzymano pięćdziesiąt tysięcy ludzi, a w El Paso czterdzieści tysięcy. To daje, tylko w samym Teksasie, w jedynie trzech regionach granicznych, ponad 90 tysięcy imigrantów. Od stycznia do końca września 2019, na całej amerykańsko, meksykańskiej granicy aresztowano milion ludzi. Rok wcześniej było ich pół miliona. Z taką skalą nielegalnych prób przekroczenia granicy muszą się zmierzyć przygraniczne służby. Tyle ludzi trafia do tymczasowych obozów i tylu ludzi muszą utrzymywać amerykańscy podatnicy. Według amerykańskich służb granicznych, od 2008 do 2017 roku kiedy imigracja była na znacznie niższym poziomie, w wyniku usiłowania nielegalnego przekroczenia granicy, zginęło ponad 7000 ludzi. Teraz te liczby dramatycznie rosną. Pustynie nie wybacza. W Teksasie znajduje się dwie trzecie całej granicy i na tym stanie spoczywa główny ciężar ochrony granicy.