Za Kingman, route 66 biegnie przez przełęcz Sitgreaves Pass. Stosunkowo niskie góry i piękne widoki. Po drugiej stronie przełęczy leży typowa kalifornijska osada górnicza Oatman, która do 1960 roku kompletnie się wyludniła. Powstała na początku XX wieku, na skutek odnalezienia dużych pokładów złota. Profesjonalna kopalnia cennego kruszcu funkcjonowała przez kilkadziesiąt lat. Powstała miejscowość z hotelem, barami, sklepami i punktami usługowymi. Było nawet małe więzienie, które dzisiaj znajduje się na zapleczu sklepu z pamiątkami. Po uiszczeniu opłaty w wysokości 1 USD można tam na chwilę zajrzeć.
Upał w Oatman był nie do zniesienia. Z całego wyjazdu to właśnie na terenie Mojave najbardziej cierpieliśmy z jego powodu. Ponad 40 C w cieniu i tak suche powietrze jak w fińskiej saunie. Aż „parzyło w płuca”. Trudno jest sobie wyobrazić jak górnicy dawali rade pracować na tym pustynnym terenie, w tak ekstremalnych warunkach. Jedną z atrakcji organizowanych w mieście jest przeprowadzany w lipcu, coroczny konkurs pieczenia jajek na chodniku. Można pomagać sobie folią aluminiową albo urządzeniami solarnymi ale nie zmienia to faktu, że najważniejsze jest słońce i nagrzany chodnik…… Tak gorąco jest w Oatman.
Po kilkudziesięciu latach, pokłady złota w okolicach osady się skończyły, zamknięto kopalnie, a poźniej autostrada I-40 ominęła miasteczko. Z czasem zniknęli też mieszkańcy. Pozostały pochodzące od hodowanych przez górników zwierząt jucznych, dzikie osły, zwane burros, które do dzisiaj chodzą po ulicach. Są jedną z atrakcji turystycznych. W większości sklepików można kupić dla nich karmę więc w przerwach między jedzeniem własnych odchodów snują się w poszukiwaniu chętnych nakarmić je turystów. Potrafią być napastliwe więc trzeba się mieć na baczności. Nazwa miasta pochodzi od nazwiska dziewczynki Olive Oatman, porwanej w 1851 roku przez Indian. Do cywilizacji powróciła dopiero po pięciu latach. W trakcie niewoli, Indianie wytatuowali jej twarz, przez co wyglądała trochę upiornie. Mural z jej podobizną zdobi dzisiaj jeden z centralnych budynków. Miasteczko wygląda jak żywcem wyjęte z epoki. W 1962 roku, między innymi w Oatman, nakręcono słynny film „How the west was won”. Jak to zwykle bywa, duży sukces komercyjny filmu, przywrócił pamięć o tym miejscu i co raz więcej chętnych chciało je zobaczyć. Moda na podróż route 66 też przyczyniła się do wzrostu zainteresowania więc dzisiaj cała miejscowość to skansen, ze sklepami.
Najsłynniejszym zabytkiem w mieście jest Oatman Hotel. Kilka razy odbudowany po pożarach, szczyci się szeroko kwestionowaną historią pobytu Clarka Gable i jego żony Carole Lombard, którzy podobno w 1939 roku spędzili tam noc poślubną. Przez kilka lat wracali do tego miejsca, gdzie podobno słynny aktor grywał w pokera z górnikami. Wątpliwy historycznie ale główny przekaz marketingowy zasłużył na inscenizacje. Dawne pokoje hotelowe zostały przekształcone w sklep z pamiątkami i quasi muzeum z pieczołowicie odrestaurowanym pokojem słynnych kochanków. Dzisiaj, biznes kręci się wokół sklepu, restauracji i baru, które prężnie funkcjonują na parterze budynku. Osobliwy jest fakt, że wszystkie ściany i sufity pokryte są jednodolarowymi banknotami. Turyści piszą na nich swoje imiona lub pozdrowienia i przyczepiają do ścian. Tradycja pochodzi podobno od górników, którzy po otrzymaniu wypłaty zostawiali na ścianie banknoty ze swoim imieniem aby gdy przyjdą gorsze dni skorzystać z gotówki i zapłacić w barze. Tysiące albo dziesiątki tysięcy jednodolarówek wypełniają całe wnętrze restauracji i baru, a ich ilość stale rośnie. Fantastyczny interes dla właścicieli, którzy prawdopodobnie zbierają je raz na kilka lat i jednorazowo spieniężają w banku kilkadziesiąt tysięcy dolarów.
Za Oatman, route 66 to wąska kilkudziesięciu kilometrowa droga przez pustynie Mojave, która przy wjeździe do Kalifornii łączy się z międzystanową autostradą. Oprócz zdającego się być martwym krajobrazu pustyni droga wiedzie wzdłuż kilku wielkich jezior, których niebieska woda majaczy w pustynnym krajobrazie jakby zupełnie tam nie pasowała. Na piachu widać ślady samochodów, których właściciele prawdopodobnie przyjeżdzają tu pojeździć dla zabawy po pustyni. Do głowy przychodzą też amerykańskie filmy o gangsterach zakopujących zwłoki na pustyni Mojave. To jest też tutejsza rzeczywistość, o której można poczytać w internecie, ale lepiej o tym nie myśleć.