Silver Dolar, to Honky Tonk, o prawie stu letniej historii. Od prawie pięćdziesięciu lat lokal należy do tego samego właściciela, który sam nagrywał kiedyś własne piosenki country. Wejście do Silver Dolar, to niepozorne czerwone drzwi w jednym z budynków w centrum miasteczka. Prawie na przeciwko OST. Za nimi znajdziemy schody, które prowadza do piwnicy budynku. W lokalu nie ma okien. Tylko sztuczne oświetlenie. Stuletnia historia zobowiązuje. Są stare uliczne szyldy reklamowe, małe neony, plakaty, na ścianach wisi dosłownie wszystko czego oczekiwalibyśmy w takim miejscu. Kilkadziesiąt miejsc siedzących, stół bilardowy i bar. Niedaleko okazałego kominka stoi stary stół, na którym Hank Williams wydłubał nożem swoje imię i nazwisko. W Silver Dolar był też kiedyś na piwie Elvis z przyjaciółmi. Właściciel do dzisiaj trzyma jego zdjęcie. Odwiedzało go również wielu, wielu innych słynnych artystów.
Bandera i okolice to miejsca narodzin wielu gwiazd, a już napewno wielu tam koncertowało. Kilkadziesiąt kilometrów w stronę San Antonio, w Helotes mieści się John T. Floore’s Country Store, w którym karierę zaczynał Willie Nelson. Żeby oddać właściwie rangę jaką cieszy się on w Teksasie to musiałbym porównać go w Polsce conajmniej do papieża. Willie Nelson i George Bush senior to postacie ikoniczne. Do dzisiaj wpada tam na jeden koncert w roku. W Silver Dolar, oprócz profesjonalnych zespołów, popularne są jam sesions mieszkańców. Przychodzą lokalni muzycy, często amatorzy i wspólnie grają i śpiewają. To tak jakby w naszych małych miasteczkach, ludzie umawiali się wieczorami w lokalnym barze, przynosili własne gitary, przychodzili z żonami, i kilka godzin, przy małym piwie śpiewali ludowe przyśpiewki. Bo czym innym są piosenki Country w Teksasie, jak nie tradycją?
W ciągu dnia czas płynie wolno. Czasami główne drzwi są zamknięte, a tubylcy wchodzą tyłem, od strony parkingu. Już od południa wpadają na małe piwo czy cole. Grają w domino, co poniektórzy palą papierosy, bo tam można palić! Kolejny w Banderze stolik mądrości. Niektórzy przychodzą na 30 minut, w przerwie na lunch. Inni przesiadują godzinami. Zawsze można przyjść i spotkać kolegów. Godzina 14.20 to happy hour, piwo przecenione z 2,5 USD na 2 dolary – to niewygórowana cena. Siedzą i debatują o niczym. W Banderze nie ma luksusów. Ekskluzywnych samochodów i oszałamiających rezydencji. Ludzie są dumni, ciężko pracują i cieszą się ze swojego stylu życia. Są dumni z bycia Teksańczykami. Posiedzenia w Silver Dolar, szczególnie dla starszych panów, to część tej tożsamości. Czy urodzeni w Banderze, czy napływowi, wszyscy są dumni z tego że tam mieszkają i mam wrażenie że wszędzie indziej na świecie byliby nieszczęśliwi. Dostrzegają wartość mieszkania w małej miejscowości, z dużymi tradycjami. To jest wartość, której nie zamienili by na anonimowość w wielkim mieście. Przy stole „mądrości” rozmowy kręcą się wokół historii sąsiedzkich. Dzięki tym posiedzeniom wszyscy są na bieżąco, z tym co dzieje się w mieście. Mimo braku dziennego światła panuje prawie rodzinna atmosfera pikniku. Na zewnątrz oślepiające słońce i ponad 40 stopni Celsjusza w cieciu, a tutaj chłód klimatyzacji i półmrok. Świat jakby nie istniał, a panowie schowani w swojej jaskini.