W ciągu trzech tygodni trwania imprezy, łącznie ponad 2,5 miliona ludzi, odwiedza największe rodeo na świecie: Houston Livestock Show and Rodeo. Nieco mniejsze ale również znaczącej skali imprezy, w pierwszych miesiącach każdego roku, odbywają się w wielu innych teksańskich miastach, np. Austin i San Antonio. Większość trwa od dwóch do trzech tygodni. Zawody w Houston, wyróżniają się jednak na tle wszystkich innych. Aż trudno uwierzyć, że tej skali impreza ma charakter charytatywny. Rozmach przedsięwzięcia, z ponad 34 tysiącami wolontariuszy zaangażowanych w jego organizacje, zdumiewa. Wszyscy pracują za darmo, mając na celu pozyskanie pieniędzy na edukację młodych Teksańczyków. W 2019 zebrano ponad 100 milionów złotych, co daje wynik większy niż Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Każdego dnia impreza trwa od samego rana i jest w nią zaangażowanych tysiące ludzi, którzy przyjeżdżają na pokazy i aukcje zwierząt hodowlanych. Wszystkie wymyte, uczesane, czekają na swoją kolej. Przechodzą ostatnie zabiegi pielęgnacyjne. Każdy boks dla bydła posiada podłączenie do prądu, własny wiatrak, żeby krowy miały świeży powiew powietrza, a nie rzadko lampy nagrzewające. Właściciele, oczyszczają je z siana i trocin. Inni, z pietyzmem, modelują maszynkami do golenia sierść zwierząt. Na ogonach wiszą prostownice do włosów, aby żaden kawałek sierści nie sterczał w przypadkowym kierunku. Zwierzęta prezentowane podczas imprezy są jak gwiazdy konkursów piękności.
W kilku halach odbywają się aukcje charytatywne drobiu, owiec, kóz i bydła. Kupowane są na mięso, do hodowli lub na odsprzedaż. Tam kwoty sprzedaży osiągają niebotyczne rozmiary. Najdroższy indyk, w 2019 roku, został sprzedany za cenę ponad 700 tysięcy złotych, owca za ponad 1 milion 200 tysięcy złotych, a najdroższy młody wół ponad 2 miliony trzysta tysięcy złotych. Wszystkiemu przyświeca cel charytatywny.
Każdego wieczoru przychodzi czas na rodeo i koncert. Dziesiątki tysięcy ludzi gromadzi się na stadionie. Zgodnie z tradycją, przed rozpoczęciem rodeo, musi się odbyć parada. Na arenę wjeżdża kilkaset osób. Jadą konno lub siedzą na bryczkach, ewentualnie na starych wozach strażackich. To ludzie wyróżnieni w ten sposób za działania charytatywne lub pracę na rzecz organizacji samej imprezy. Po zakończeniu parady, jak to bywa na większości amerykańskich imprez masowych, przychodzi jeszcze czas na hymn państwowy. W końcu, zapalają się światła i nadchodzi czas zawodów, w których biorą udział najlepsi zawodnicy na świecie. Stadion nie jest jednak jeszcze pełny. Więcej ludzi pojawi się po rodeo, przyjdą na występ gwiazdy. Koncert, który przez trzy tygodnie wieńczy każdy kolejny dzień. Organizatorzy zapraszają artystów formatu Beyonce. Występ w Houston to zaszczyt. Śpiewali tam m.in. Alicia Keys, Kiss, Elvis Presley, Justin Bieber, Diana Ross i wielu innych. Lista zdaje się nie mieć końca. Takie nazwiska przyciągają dziesiątki tysięcy ludzi. Zanim jednak pojawi się gwiazda wieczoru, czas na zawody.
Widowiskowe zmagania rozpoczynają się od chwytania młodych wołu na lasso. Dobiera się młode egzemplarze, które bardziej przypominają cielęta niż dorosłe bestie. Z boksu wypuszcza się wystraszone zwierzę, a za nim rusza w pościg kowboj na koniu. Jego zadaniem jest zarzucić zwierzęciu lasso na rogi. Głowa byczka zabezpieczona jest specjalnym ochraniaczem, żeby lasso nie pokaleczyło mu skóry. Jak tylko lina zapętli się na rogach jeździec okręca ją wokół uchwytu na siodle i błyskawicznie zeskakuje z konia. Jego zadaniem jest jak najszybciej dobiec do cielaka. Staje przy jego boku i jednym ruchem, podrzuca go w powietrze i powala na ziemie. Wtedy pozostaje jedynie związać minimum trzy nogi zwierzęcia i odejść. W tym momencie zatrzymywany jest czas. Kolejna konkurencja to skoordynowana jazda dwóch jeźdźców za młodym bykiem. Jeden ma zarzucić lasso na rogi podczas gdy drugi, tym samym sposobem, unieruchomić tylne nogi zwierzęcia. Bardzo widowiskowe jest ujeżdżanie koni w wersji bez siodła i z siodłem, z czego są to naprawdę zupełnie inne konkurencje. Kowboje siedzący w siodle mają za zadanie utrzymać się na koniu 8 sekund, mając cały czas jedną rękę w górze. Liczy się też praca nóg i technika, za które sędziowie przyznają punkty. Jeszcze większe wrażenie robi jazda na oklep, gdy jeźdźcy, praktycznie leżą plecami na zadzie szalejącego zwierzęcia, robiąc wszystko żeby tylko nie spaść. W kolejnej dyscyplinie startują jedynie potężnie zbudowani kowboje. Polega na konnej pogoni, za uciekającym cielakiem, a następnie zeskoczeniu z galopującego konia, prosto na byczka i jak najszybszym powaleniu go na ziemię. Bardzo niebezpieczna konkurencja, w szczególności dla tych, którzy „nie trafią” w cielaka i z galopującego konia spadają bezpośrednio na ziemie. Uderzenie, przy tej prędkości, pozostaje w „pamięci” na długie tygodnie.
Tuż przed kulminacją zawodów, jazdą na bykach, odbywa się konkurencja przeznaczona jedynie dla kobiet. Na arenie rozstawia się trzy metalowe beczki. Panie na wyszkolonych rumakach, wyjeżdżają z kuluarów stadionu i na pełnej prędkości okrążają kolejne beczki. Przewrócenie beczki kosztuje dodatkowe 10 sekund, do liczonego przez fotokomórki czasu i praktycznie eliminuje z rywalizacji. Umiejętności jeździeckie zawodniczek są godne podziwu. Zaraz po występie amazonek, przychodzi czas na królewską dyscyplinę. Jazda na byku nie przypomina niczego co widzowie mogli zobaczyć wcześniej. Może jedynie ujeżdżanie koni, ale jak porównać konia z ważącą prawię tonę bestią z rogami, skaczącą z taką lekkością jak pchła po psie? W boksach, z których startują zawodnicy zamontowano mikrofony. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi obecnych na stadionie słyszy każde uderzenie zwierzęcia w metalową bramkę dzielącą je od areny. Dzika siła, chcąca się wydostać na zewnątrz. Na telebimach wyświetlane są postacie sadowiących się na zwierzętach kowboi Napięcie rośnie. Mikrofony wyłapują niekiedy ciężki oddech byka. Czuć w nim wściekłość. Ktoś z obsługi chwyta za linę, otwiera bramkę i zaczyna się dzika jazda. Byki wyskakują z boksu jak oparzone. Bez chwili zawahania zaczynają wykręć piruety. Robią wszystko żeby zrzucić z siebie jeźdźca. Jeźdźcy mogą trzymać się tylko jedną ręką, bo za dotknięcie byka drugą ręką jest dyskwalifikacja. Jeśli ktoś spadnie to najgorsze dopiero przed nim. Byk nie tylko chętnie potraktuje go spiłowanymi ze względów bezpieczeństwa rogami ale co gorsza może wylądować na nim kopytami lub usiąść całym zadem. Może zmiażdżyć, połamać kości, okaleczyć do końca życia. Widownia wiwatuje. Te bardzo długie osiem sekund, które należy wytrzymać do zaliczenia próby, musi wydawać się zawodnikom całą wiecznością.
Po zakończeniu rodeo przychodzi czas na calf scrambling (łapanie byczków). Jedno z najważniejszych wydarzeń houstońskiej imprezy. Głównymi aktorami jest młodzież. Każdego wieczoru, przez trzy tygodnie, w przerwie między rodeo, a koncertem, wypuszcza się piętnaście cielaków, które na oczach tysięcy ludzi próbują schwytać młodzi ludzie. Co roku, w tym wydarzeniu bierze udział około 600 nastolatków. To uczniowie teksańskich szkół publicznych walczący o swoją przyszłość, stypendia na studia. Ci, którym uda się złapać cielaka będą opiekowali się nim przez kolejny rok. Będą też zobowiązani pisać raporty na temat swojej pracy. Wszystko to ma na celu naukę odpowiedzialności, ciężkiej pracy i finansowanie edukacji.
Gdy już wszystkie cielaki znajdą swoich nowych właścicieli, na arenę zaczyna wjeżdżać, potężna obrotowa scena. Jednocześnie, w jednym z rogów stadionu ustawia się barierki, a wokół nich stają fotoreporterzy i rodzice biorących udział w ostatniej konkurencji dzieci. Czas na występy najmłodszych. Pięcio i sześciolatki, ubrane w kamizelki ochronne i kaski, sadzane są na owcach. Taki los sprawili im rodzice decydując się zapisać je na szaloną jazdę. Dzieci nie tyle siedzą, a raczej leżą na owcach, trzymając się nogami i rękami, przyciskając głowę do grzbietu zwierzęcia. Na sygnał sędziego zwierze wypuszczane jest z boksu. Kudłata bestia próbuje pozbyć się kowboja drepcząc powoli przed siebie. Niektórym zawodnikom udaje się wytrwać na grzbiecie „potwora” kilka sekund. Inne potrafią wytrzymać aż zwierze przejdzie całą długość zagrody. Wygrywa ta pociecha, która wytrzyma na owcy najdłużej. Osiemdziesiąt tysięcy ludzi obserwuje jeżdżące na owcach maluchy i podziwiając ich wysiłki śmieje się życzliwie na całe gardło. Każdy zawodnik, który w końcu musi skończyć na ziemi. Co dziecko, to inna mina. Niektóre się cieszą, inne sprawiają wrażenie jakby po upadku nie zorientowały się jeszcze gdzie się znajdują. Niektóre płaczą, a inne zachowują stoicki spokój. Za każdym razem reakcja jest inna. W czasie dziecięcych zmagań stadion wypełnia się docelową liczba widzów. Za chwile rozpocznie się koncert więc Ci, którzy nie byli zainteresowani rodeo, mają ostatnią chwile na odnalezienie swoich miejsc. Na czas koncertu, na stadionie gaśnie światło. Scena obraca się powoli aby widzowie zasiadający po różnych stronach stadionu mieli co jakiś czas możliwość patrzeć bezpośrednio na wykonawców. Po zakończeniu występu, spragnieni dodatkowych wrażeń, nie muszą jeszcze iść do domu. Mimo że koncert kończy się krótko przed północą, można wybrać się na kilka pobocznych imprez. Jedno z nich to „after party” z zawodnikami rodeo, gdzie można spotkać i porozmawiać z największymi gwiazdami tego sportu. Kolejnego dnia wszystko zacznie się od nowa. O ósmej rano pojawią się pierwsi goście, a uczestnicy konkursów piękności dla zwierząt hodowlanych przyjadą jeszcze wcześniej. Impreza zdaję się trwać nieustannie przez 24 godziny na dobę.